Walentynki już niedługo i dlatego proponuję szczęśliwym posiadaczom kotów przygotowanie walentynkowej myszki dla swojego pupila :). Zabawka jest wypełniona kocimiętką, na pewno spodoba się obdarowanemu :). Wykonanie myszki jest bardzo proste. Dla ułatwienia przygotowałam dla Was tutorial.
Do wykonania walentynkowej myszki potrzebne będą:
Materiał, sznurek bawełniany, nici, kocimiętka, wypełniacz (może być wypełnienie z jakiegoś zapomnianego jaśka, pocięta włóczka, wata).
Z materiału wycinamy dwa serca (ja użyłam dwóch rodzajów materiału ale można użyć jednego).
Szablon w PDF można pobrać TUTAJ.
Odcinamy kawałek sznurka o długości 15 cm. Na jednym końcu zawiązujemy węzeł. Węzeł nie pozwoli na wyszarpnięcie sznurka z zabawki w czasie intensywnej eksploatacji :).
Jedno serce układamy prawą stroną do góry, układamy sznurek – będzie pełnił funkcje ogona – (tak jak na zdjęciu) i przykrywamy drugim sercem tak aby prawe strony znajdowały się w środku. Całość spinamy szpilkami.
Serca zszywamy na maszynie zostawiając otwór o długości 1,5 – 2 cm. Aby materiał ładnie się układał po przewróceniu na prawą stronę nacinamy prostopadle do szwów na zaokrągleniach (uwaga żeby nie przeciąć nitki! ) i obcinamy szpic w dolnej części.
Przewracamy serce na prawą stronę. Kocimiętkę mieszamy z wypełnieniem (watą, wełną) i wypychamy zabawkę.
Otwór zaszywamy ręcznie.
Przez wielkie ucho dużej igły przewlekamy sznurek. Sznurek mocujemy tworząc mysie wąsy :) Na końcu każdego kawałka sznurka zawiązujemy węzeł.
Czarną nitką (podwójną) wyszywamy oczka.
I walentynkowa mysz gotowa !
Cofam wszystkie brzydkie słowa, które wypowiedziałam do tej pory pod adresem ciast z dodatkiem bananów :). Większość tych ciast niestety nie zachwyciło mnie smakiem, a nawet skutecznie odstraszało przed dodawaniem bananów do ciasta. Dlatego przeglądnęłam kilka przepisów i stworzyłam swój. Ciasto wyszło bardzo dobre, nie bardzo słodkie, mokre, konsystencją zbliżone do brownies. Smak dopełnia przepyszna masa czekoladowa na wierzchu ciasta.
1 szklanka brązowego cukru
1 szklanka mąki
5 łyżek kakao
1 łyżeczka cynamonu
szczypta soli
1/2 łyżeczki sody
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
2 zmiksowane banany (małe)
1 jajko
1/4 szklanki ciepłej wody
1/2 szklanki mleka
1/4 szklanki oleju roślinnego
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
Masa czekoladowa:
1 tabliczka gorzkiej czekolady
70 ml kremówki
1 łyżeczka masła
W wysokim naczyniu miksujemy blenderem banany. Do bananów dodajemy pozostałe płynne składniki – jajko, mleko, wodę, olej, wanilię. W dużej misce łączymy sypkie składniki: mąkę, cynamon, cukier, kakao, proszek do pieczenia, sodę, sól. Do sypkich składników wlewamy płynne. Mieszamy ciasto łyżką i wylewamy do formy. Ja piekłam w formie silikonowej o średnicy 19 cm przez 40 minut, w temperaturze 180 stopni C.
Śmietanę i masło doprowadzamy do wrzenia. Zestawiamy z ognia i wsypujemy, połamaną na kostki, czekoladę. Odstawiamy na 5 – 10 minut. Gdy czekolada rozpuści się mieszamy ją przez chwilę trzepaczką aż masa będzie gęsta i lśniąca.
Gdy ciasto ostygnie smarujemy jego wierzch masą czekoladową.
Kto powiedział, że koreczki mają być tylko 'na słono’? Koreczki – mini torciki z kremem czekoladowym to moja propozycja na karnawałowe przyjęcie :). Bardzo wygodne – nie wymagają używania talerzyków i sztućców – co eliminuje zmywanie :). W zasadzie można je przygotować z dowolnego ciasta i przekładać ulubionym kremem. Bazą dla moich koreczków jest biszkopt, a przełożyłam je kremem czekoladowym z przepisu na 'Ciasto bardzo czekoladowe’.
3 jajka
3 łyżki cukru
3 łyżki mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
Piekarnik rozgrzewamy do 160 stopni C. Dno dużej blachy wykładamy pergaminem (koniecznie!). Pergamin nie powinien zachodzić na ścianki bo ciasto jest bardzo delikatne i nadmiar pergaminu sprawi, że będzie nierówne na brzegach.
Białka ubijamy na sztywną pianę. Pod koniec ubijania stopniowo dodajemy cukier i żółtka. Mąkę przesiewamy z proszkiem do pieczenia i delikatnie mieszając (łyżką!) dodajemy do masy jajecznej.
Ciasto wykładamy na pergamin, wyrównujemy tak aby warstwa ciasta miała jednakową grubość (około 1 cm) na całej powierzchni. Pieczemy 10 – 15 minut. Po 10 minutach sprawdzamy ciasto gdy jest gotowe lekko zarumieni się na brzegach.
Wyjmujemy biszkopt i zostawiamy do ostygnięcia. Delikatnie za pomocą noża oddzielamy ciasto od brzegów blaszki. Wyjmujemy ciasto, przewracamy ’ do góry nogami’ kładąc je na ściereczkę. Delikatnie usuwamy pergamin. Ważne jest aby zdjąć pergamin z ciasta, a nie ciasto z pergaminu bo ciasto jest tak delikatne, że może się połamać!!!
Z podanych proporcji upieczemy jeden biszkopt w dużej blaszce. Jeżeli chcemy przygotować 2 biszkopty to trzeba ciasto na każdy biszkopt przygotować oddzielnie. Czyli biszkopt z jednej porcji wkładamy do piekarnika i w czasie gdy się piecze przygotowujemy biszkopt z drugiej porcji ciasta. Przygotowane, surowe ciasto nie może stać i 'czekać na upieczenie’ bo opadnie i biszkopt nie będzie puszysty.
Biszkopt z tego przepisu doskonale nadaje się na roladę :)
Biszkopt smarujemy kremem i składamy tak aby powstały 4 lub 5 warstw ciasta. Zawijamy ciasto w folię i wkładamy do lodówki (najlepiej na noc) – takie leżakowanie w lodówce sprawi, że krem dobrze połączy warstwy biszkoptowe i całość nie będzie rozjeżdżać się przy krojeniu. Ciasto kroimy w kostkę, w każdy koreczek wbijamy wykałaczkę.
Dzisiaj przepis na eleganckie ciasteczka maślane. Są mniej tłustą wersją róż karnawałowych bo piecze się je w piekarniku, zamiast smażyć w głębokim tłuszczu. Bardzo ładnie się prezentują i są proste do wykonania. Można je zjadać 'samodzielnie’ ale mogą też być ozdobą tortu. Te róże, które widzicie na zdjęciu upiekła dla nas moja Mama :).
200 g masła
220 g mąki pszennej
220 g mąki krupczatki
3 żółtka
3/4 szklanki cukru pudru
szczypta soli
Ze wszystkich składników zarabiamy szybko kruche ciasto. Ciasto formujemy w kulę, zawijamy w folię i wkładamy do lodówki na godzinę.
Zimne ciasto wałkujemy na cienki placek i wykrawamy szklanką koła. Układamy koła tak aby lekko nachodziły na siebie.
Zwijamy koła (wzdłuż krótszego brzegu) w luźny rulon. Róże trzeba formować dosyć sprawnie bo ciasto się szybko ogrzewa i staje się klejące. Można podsypać ciasto mąką ale delikatnie bo zbyt duża ilość mąki spowoduje, że ciastka po upieczeniu będą twarde. Zwinięte ciasto przekrawamy na pół (w miejscu przerywanej linii). Z jednego rulonu otrzymujemy dwie róże. Róże lekko ściskamy przy podstawie i 'ustawiamy’ je na blaszce. Podstawę dociskamy bardzo lekko tylko tyle aby płatki się nie rozwijały. Gdy ugnieciemy podstawę zbyt mocno to poszczególne warstwy się połączą i ciasto będzie tworzyć zwartą masę, to w czasie pieczenia góra będzie upieczona, a podstawa surowa w środku.
Pieczemy w temperaturze 180 stopni na jasnozłoty kolor. Ciepłe posypujemy cukrem pudrem.
Ten przepis ma przynajmniej 75 lat. Znalazłam go w książce Marii Śleżańskiej „Umiem gotować” wydanej w 1936 roku. Trochę zmodyfikowałam nadzienie ale nie wpłynęło to negatywnie na smak oblatów, a nawet poprawiło ich smak.
Przepis w oryginale brzmi tak:
Rozbić 1 litr najpiękniejszej mąki 1 litrem mleka, wbić 1 żółtko i z tej masy piec oblaty następującym sposobem: przygotować formę jak na andruty, tylko że daleko więcej płaską i gładką; rozpalić węgli, ogrzać formę, posmarować z obu stron świeżym, niesolonym, roztopionym masłem; wlać masę, zamknąć i piec, obracając ją na obie strony. Skoro wszystkie gotowe, nasmarować każdy masłem roztopionym, posypać grubo miałkim cukrem, zaprawionym wanilią i cienko krajanymi migdałami, zakryć drugim oblatem aby były po dwa razem, ścisnąć aby się kleiły., posmarować masłem, włożyć w formę i zapiekać na obie strony. Skoro gotowe obciąć nożyczkami naokoło, złożyć wszystkie jedne na drugie i nacisnąć denkiem, aby przy ostygnięciu nie spaczyły się tylko zostały gładkie.
Ja oblaty przygotowałam tak:
0,5 litra mąki
0,5 litra mleka
1 żółtko
kilka łyżek słodzonego, skondensowanego mleka
tłuszcz do smarowania formy
Mleko, mąkę i żółtko miksujemy na gładkie ciasto. Ciasto powinno być trochę rzadsze niż na naleśniki.
Formę do pieczenia wafli rozgrzewamy i smarujemy tłuszczem (ja posmarowałam olejem roślinnym).
Wylewamy ciasto, zamykamy formę i pieczemy oblaty przez kilka minut. Mają być bardzo jasne i miękkie bo będą pieczone jeszcze raz.
Upieczone oblaty smarujemy z jednej strony mlekiem skondensowanym i składamy po dwa (posmarowaną stroną do środka) i ponownie wkładamy do formy. Pieczemy chwilę aż oblaty się dobrze skleją. Mleko pod wpływem temperatury zamienia się w pyszną masę toffi :).
Oblaty po wyjęciu z formy są miękkie i można wtedy wyrównać ich brzegi (ale nie koniecznie). Ja okroiłam brzegi wykrawaczką do pączków.