Dzisiaj Tłusty Czwartek więc temat wpisu jest oczywisty :). Miałam w planach upieczenie „odchudzonych” pączków, ale pączek to pączek. Musi być słodki i smażony w głębokim tłuszczu :). Wyczytałam kiedyś, że jest taki przesąd, który mówi, że kto w Tłusty Czwartek nie zje ani jednego pączka to nie będzie mu się wiodło w dalszym życiu. Więc kto jeszcze dzisiaj nie zjadł pączka niech to szybko uczyni :).
Rozczyn:
1 łyżka mąki
1 łyżka cukru
50 g świeżych drożdży
1/4 szklanki ciepłej wody
Ciasto:
3 żółtka
1 jajko
1/2 szklanki cukru
3,5 – 4 szklanki mąki
50 g rozpuszczonego masła
1 łyżeczka soli
1 szklanka ciepłego mleka
1 łyżeczka esencji waniliowej
1 łyżeczka pasty pomarańczowej lub 1 łyżeczka skórki otartej z pomarańczy
2 łyżki wódki (ja dałam cytrynową)(
Składniki rozczynu dokładnie mieszamy i odstawiamy na kilka minut. W tym czasie ubijamy żółtka, jajko i cukier. Masa jajeczna musi być jasna i puszysta. Do masy jajecznej dodajemy rozczyn, mleko, sól, mąkę (najpierw 3,5 szklanki), wanilię i skórkę pomarańczową. Ciasto wyrabiamy aż będzie gładkie i lśniące. Gdyby ciasto było bardzo luźne dodajemy mąkę, ale nie więcej niż 0,5 szklanki. Do ciasta dodajemy masło wlewając je po 1 łyżce.
Gdy masło połączy się z ciastem przykrywamy miskę lnianą ściereczką i odstawiamy ciasto do wyrośnięcia.
Gdy ciasto podwoi objętość wykładamy je na blat oprószony mąką i formujemy pączki. Możecie zrobić pączki tradycyjne albo oponki. Ja zrobiłam kilka tradycyjnych, kilka oponek i mini pączki, które powstały z wycinania otworów w oponkach. Uformowane pączki odstawiamy ponownie do wyrośnięcia.
Wyrośnięte pączki smażymy w głębokim tłuszczu do zrumienienia.
Pączki odkładamy na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym. Ręcznik wchłonie nadmiar tłuszczu.
Pączki możecie posypać cukrem pudrem lub polukrować.
Dzisiaj tak pięknie świeciło słońce od samego rana, że o leniwej niedzieli nie było mowy. Zabrałam się więc do pracy i posunęłam trochę do przodu renowację krzesła.
Pierwszą część zmagań możecie zobaczyć TU
Początkowo chciałam krzesło nawoskować po szlifowaniu, ale doczytałam, że nie należy nakładać ciemnego wosku na jasne drewno ponieważ wosk mocniej barwi mini ubytki i po woskowaniu na powierzchni drewna pojawiają się ciemniejsze kropeczki. Dlatego pokryłam krzesło bejcą w kolorze ciemny orzech. Po wyschnięciu wyszlifowałam bardzo drobnym papierem podniesione włoski, które dają szorstką powierzchnię i dopiero na tak przygotowaną powierzchnię położyłam wosk.
Na tym zdjęciu widać różnicę pomiędzy drewnem bejcowanym (ten jaśniejszy, matowy element) i drewnem, na którym naniosłam pierwszą warstwę wosku (ciemniejsze i bardziej satynowe).
Do nakładania wosku użyłam ociepliny krawieckiej. Bardzo dobrze się sprawdziła w tej roli :).
A tu oparcie nawoskowane po raz pierwszy, jeszcze przed polerowaniem.
Dzisiaj przyszła również kolej na mocowanie sprężyn. Stare sznurki były tak splątane, że sprężyny trudno było uwolnić.
W markecie budowlanym kupiłam taśmę parcianą, którą przymocowałam zszywkami tapicerskimi do ramy krzesła, a następnie zawinęłam taśmę do środka i przybiłam ją gwoździami tapicerskimi. Taśma musi być dobrze przymocowana, bo to ona utrzymuje ciężar osoby siedzącej na krześle.
Ponieważ sprężyny były rozmieszczone niesymetrycznie, to trochę się namęczyłam przy ich wiązaniu. Nie są powiązane idealnie, ale to mój pierwszy raz, więc i tak uważam, że nie jest źle :).
Dzisiaj przymocowałam jeszcze tkaninę pod sprężynami, na spodzie krzesła, ale światło już było marne więc nie zdążyłam zrobić zdjęcia.
c.d.n :)
Dzisiaj uszyłam pokrowiec na mikser Kitchen Aid. Długo się zabierałam za jego uszycie i w końcu jest! Pokrowiec jest lekko usztywniony co pozwala mu zachować kształt i nie zwisać smętnie z miksera. Uszyty jest z wzorzystej, grubszej bawełny. Środek wypełniony jest ociepliną. Wewnątrz znajduje się warstwa surówki bawełnianej w kremowym kolorze. Wszystkie warstwy są przepikowane i to sprawia, że pokrowiec trzyma kształt. Kieszonka, znajdująca się na bocznej części pokrowca, zmieści drewnianą łyżkę lub szpatułkę i mieszadło – wiosło (lub karteczki z przepisami jak na zdjęciu poniżej). Pokrowiec uszyty jest tak, że szwy na wewnętrznej części są niewidoczne. Całość wykończona jest bawełnianą, brązową lamówką.
Share the post "Pokrowiec na mikser planetarny Kitchen Aid"
Pytacie mnie często jakiego miksera używam do wypieku ciast i jaki mikser polecam. Zastanawiałam się czy stworzyć ten wpis, bo sama nieufnie podchodzę do zachwalania produktów na blogach i różnego rodzaju wpisów sponsorowanych, ale zapewniam Was, że ten wpis nie jest sponsorowany i to co tu przeczytacie to wyłącznie moje odczucia jako osoby nadużywającej KA :).
Kitchen Aid Artisan to mój trzeci mikser, wcześniej miałam Zelmera z misą (nie przeżył mieszania chleba) i MUMa z firmy Bosch. W czasie udziału w „Warsztatach Smaku” miałam styczność z Kenwoodem, ale wtedy byłam już przyzwyczajona do swojego KA i odczucia z użytkowania Kenwooda nie są miarodajne :). MUM służył mi prawie dwa lata, ale był cały plastikowy i żeby nie podzielił losu Zelmera, obchodziłam się z nim dość delikatnie, a i tak dwukrotnie połamałam jakieś plastikowe części. W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień i w 2007 roku dostałam jeden z piękniejszych prezentów: czarny, błyszczący Kitchen Aid :). Dlaczego właśnie Kitchen Aid? Bo jest piękny! :). Takie właśnie było moje pierwsze wrażenie gdy oglądałam zdjęcia i czytałam o nim opinie w internecie i takie też było drugie wrażenie, gdy otworzyłam wielką paczkę, którą wtargał do domu kurier. Przekonującym argumentem było również to, że KA ma swoje lata, a coś co przetrwało w sprzedaży 100 lat i nadal cieszy się wielkim powodzeniem nie może być bublem. No i wygląd, ten bije na głowę wszystkie miksery na rynku! W zasadzie wygląd współczesnego KA niewiele się różni od wcześniejszych modeli. Na zdjęciu poniżej KA z 1962 roku :)
tu KA w 1931 roku, zdjęcia pochodzą z książki kucharskiej wydanej nakładem Polskiego Instytutu Wydawniczego w Katowicach pod redakcją prof. Emila Wyrobka:
a tu KA w 1936 roku:
a tu współczesny KA (mój):
KA to kawał maszyny! Mikser jest ciężki, musi stać na blacie i nie ma mowy o chowaniu go do szafki, z dwóch względów: jest duży, sporo waży i wyciąganie go z szafki tylko do mieszania ciasta jest bezsensowne, po drugie kto taki piękny mikser trzyma w ukryciu. KA używam codziennie wyrabiając wszelkie rodzaje ciasta, ucierając kremy, ubijając śmietanę i jajka. Dodatkowo mam przystawkę do szatkowania, maszynkę do mięsa i wałkowarkę do makaronu. Ta ostatnia jest nieoceniona przy wałkowaniu ciasta na faworki.
Artisan (bo taki model posiadam) jest wystarczający na domowe potrzeby, wytrzymuje nawet dość intensywną eksploatację, jest stabilny, nie przesuwa się na blacie podczas mieszania ciast (nawet tych dość „ciężkich”). To jest dosyć ważne ponieważ można wykonywać inne czynności w czasie gdy KA wyrabia ciasto, a nie trzymać wędrujący po blacie mikser. Minusem jest dość duża cena samego miksera i wysokie ceny przystawek. Na minus zasługuje również to, że przy intensywnym użytkowaniu wyciera się biała, ochronna powłoka z mieszadła w kształcie wiosła. „Wykańczam” właśnie drugie mieszadło, które dodatkowo ma bąbelki powietrza na górze mieszadła, przy uchwycie do mocowania i tam ta ochronna powłoka też odpryskuje. Początkowo myślałam, że te wycieranie wiosła, to wina źle ustawionej wysokości mieszadła, ale po ustawieniu mieszadła w serwisie, po jakimś czasie użytkowania, dzieje się tak samo (z hakiem tego problemu nie ma). Nie posiadam mieszadła z silikonowymi zgarniaczami więc czasem (zwłaszcza przy ucieraniu dużej ilości kremu lub innych mas maślanych) muszę zgarniać masę szpatułką ze ścianek miski. Wystarczy to zrobić jeden raz w czasie całego ucierania i jest ok.
Na duży plus zasługuje obsługa serwisowa. Z tak miłym i profesjonalnym podejściem do klienta jeszcze się nie spotkałam. I tu cieszę się, że nie zdecydowałam się na zakup miksera sprowadzanego z USA (w tańszej wersji czyli nie w autoryzowanym sklepie), bo na stronie przedstawiciela jest informacja, że nie serwisują mikserów sprowadzanych z USA. Ponieważ mój mikser pracuje bardzo ciężko (mam na myśli ogrom pracy, a nie odgłosy silnika), to w czasie gwarancji wysyłałam go dwukrotnie na przeglądy gwarancyjne (darmowe!). W ramach przeglądu wymieniono mi szczotki, dźwignię podnoszenia głowicy i zdarte mieszadło. Pan Serwisant wysłuchał, przez telefon, moich bolączek i uwag (to przy okazji pierwszego przeglądu), drugim razem dołączyłam, do kartonu z KA, list miłosny do Pana Serwisanta i za równo za pierwszym jak i drugim razem wszystkie uwagi i życzenia zostały uwzględnione :). Teraz czeka mnie kolejny przegląd (już po gwarancji) i trochę boję się kosztów, ale może niepotrzebnie? Zobaczymy :).
Podsumowując: mikser planetarny Kitchen Aid to naprawdę dobry mikser. Jest warty swojej ceny. Ma drobne mankamenty, o których wspomniałam, ale są one niczym biorąc pod uwagę komfort pracy i wytrzymałość miksera, a dla mnie te dwie ostatnie rzeczy są najistotniejsze. I chociaż zakup tego miksera nie wpłynie na to, że z dnia na dzień staniemy się mistrzami wypieków, a wszelkie zakalce odejdą w zapomnienie, to z pewnością praca w kuchni stanie się łatwiejsza i przyjemniejsza.
Historyczne zdjęcia miksera pochodzą ze strony KitchenAid Polska na FB, i wykorzystałam je za zgodą administratora strony.Jeżeli lubicie małe bułeczki z masłem smakowym to ten przepis jest właśnie dla Was :). Bułeczki są proste w wykonaniu, możecie je upiec od razu po wyrośnięciu lub zostawić ciasto na noc w lodówce i upiec bułeczki dopiero rano, na śniadanie. Do bułeczek zrobiłam masło w czterech smakach: pomidorowe, bazyliowe, czosnkowe i musztardowe z curry. Masło podałam w mini słoiczkach (WECK), mają zaledwie 80 ml i są urocze :).
(proporcje na ok. 25 bułeczek o średnicy 5-6 cm)
2 szklanki mąki
1 łyżka cukru
1 łyżka oleju rośłinnego
1/4 łyżeczki soli
250 ml mleka (lub maślanki)
1 opakowanie suchych drożdży (7g)
jajko do smarowania bułeczek
Wszystkie składniki umieszczamy w misce miksera i wyrabiamy na wolnych obrotach, na gładkie i lśniące ciasto. Miskę smarujemy olejem i przekładamy do niej wyrobione ciasto. Miskę przykrywamy folią i wkładamy na 2-3 godziny do lodówki.
Blat posypujemy mąką i wykładamy ciasto, kilkoma ruchami zarabiamy ciasto i rozpłaszczamy je rękami na grubość 3 cm. Z ciasta wycinamy małe bułeczki (foremką lub kieliszkiem ok. 4 cm średnicy). Bułeczki układamy na blasze, odstawiamy do wyrośnięcia. Wyrośnięte bułeczki smarujemy rozbełtanym jajkiem. Bułeczki pieczemy ok. 15 – 20 minut w temperaturze 195 stopni.
100 g masła
1/4 szklanki posiekanych, świeżych liści bazylii
sól do smaku
100 g masła
2 łyżki koncentratu pomidorowego
1/4 szklanki żółtego sera, startego na najdrobniejszych oczkach tarki
sól do smaku
100 g masła
2 małe ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
sól do smaku
100 g masła
2 łyżki musztardy
1/4 łyżeczki curry
sól do smaku