Skończyłam odnawiać krzesło :). Wymyśliłam sobie, że tapicerka będzie z grubego naturalnego lnu. Pożałowałam tego pomysłu bardzo szybko. Wygląda ślicznie, ale naciąganie lnu to koszmar! Len się nie chciał poddawać i nie mogłam skorygować zaokrągleń naciągając tkaninę. Nabijanie gwoździ tapicerskich też łatwe nie było. Ponieważ krzesło było bardzo podziurawione to w niektórych miejscach gwoździe wpadały do tych dziur i nie trzymały tkaniny. Nie mogłam więc ich nabić tak jak chciałam dlatego nie są idealnie równo rozmieszczone. Koniec końców wszystko się udało i krzesło gotowe! :).
Tu możecie przeczytać pierwszą i drugą część moich zmagań renowacyjno – tapicerskich.
Na sprężyny i na oparcie (pod plecy) dałam gąbkę o grubości 3 cm, na gąbkę nałożyłam przycięty len. Gąbkę, przed nałożeniem lnu, przymocowałam zszywaczem tapicerskim żeby nie przesuwała się pod tkaniną.
Trzy godziny roboty i krzesło gotowe :)
No i zdjęcie z krzesła z właścicielką :).
Na koniec zdjęcie porównawcze.
Dzisiaj tak pięknie świeciło słońce od samego rana, że o leniwej niedzieli nie było mowy. Zabrałam się więc do pracy i posunęłam trochę do przodu renowację krzesła.
Pierwszą część zmagań możecie zobaczyć TU
Początkowo chciałam krzesło nawoskować po szlifowaniu, ale doczytałam, że nie należy nakładać ciemnego wosku na jasne drewno ponieważ wosk mocniej barwi mini ubytki i po woskowaniu na powierzchni drewna pojawiają się ciemniejsze kropeczki. Dlatego pokryłam krzesło bejcą w kolorze ciemny orzech. Po wyschnięciu wyszlifowałam bardzo drobnym papierem podniesione włoski, które dają szorstką powierzchnię i dopiero na tak przygotowaną powierzchnię położyłam wosk.
Na tym zdjęciu widać różnicę pomiędzy drewnem bejcowanym (ten jaśniejszy, matowy element) i drewnem, na którym naniosłam pierwszą warstwę wosku (ciemniejsze i bardziej satynowe).
Do nakładania wosku użyłam ociepliny krawieckiej. Bardzo dobrze się sprawdziła w tej roli :).
A tu oparcie nawoskowane po raz pierwszy, jeszcze przed polerowaniem.
Dzisiaj przyszła również kolej na mocowanie sprężyn. Stare sznurki były tak splątane, że sprężyny trudno było uwolnić.
W markecie budowlanym kupiłam taśmę parcianą, którą przymocowałam zszywkami tapicerskimi do ramy krzesła, a następnie zawinęłam taśmę do środka i przybiłam ją gwoździami tapicerskimi. Taśma musi być dobrze przymocowana, bo to ona utrzymuje ciężar osoby siedzącej na krześle.
Ponieważ sprężyny były rozmieszczone niesymetrycznie, to trochę się namęczyłam przy ich wiązaniu. Nie są powiązane idealnie, ale to mój pierwszy raz, więc i tak uważam, że nie jest źle :).
Dzisiaj przymocowałam jeszcze tkaninę pod sprężynami, na spodzie krzesła, ale światło już było marne więc nie zdążyłam zrobić zdjęcia.
c.d.n :)
Dzisiaj uszyłam pokrowiec na mikser Kitchen Aid. Długo się zabierałam za jego uszycie i w końcu jest! Pokrowiec jest lekko usztywniony co pozwala mu zachować kształt i nie zwisać smętnie z miksera. Uszyty jest z wzorzystej, grubszej bawełny. Środek wypełniony jest ociepliną. Wewnątrz znajduje się warstwa surówki bawełnianej w kremowym kolorze. Wszystkie warstwy są przepikowane i to sprawia, że pokrowiec trzyma kształt. Kieszonka, znajdująca się na bocznej części pokrowca, zmieści drewnianą łyżkę lub szpatułkę i mieszadło – wiosło (lub karteczki z przepisami jak na zdjęciu poniżej). Pokrowiec uszyty jest tak, że szwy na wewnętrznej części są niewidoczne. Całość wykończona jest bawełnianą, brązową lamówką.
Share the post "Pokrowiec na mikser planetarny Kitchen Aid"
Każdej jesieni w moim mieście odbywa się akcja wyrzucania gratów. Mieszkańcy wystawiają niepotrzebne meble przed domy, a firma sprzątająca je zabiera. W tym roku byłam szybsza od firmy sprzątającej i udało mi się przechwycić dwa krzesła tapicerowane, wielki kamienny garnek (50 l), który będzie kwietnikiem w ogródku, starą, śląską szafkę kuchenną i te oto super krzesło :).
Krzesło jest w idealnym stanie. Mam tu na myśli stabilność konstrukcji i kondycję drewna, bo jeżeli chodzi o tapicerkę i jej przytwierdzenie do krzesła to nazwanie tego koszmarem jest dość łagodnym stwierdzeniem. Tapicerkę, która widoczna jest na zdjęciu, mocował do krzesła jakiś totalny partacz. Pomijając okropność tkaniny najgorszą rzeczą jest to, że została ona przymocowana najpierw zwykłymi gwoździami, a następnie „doprawiona” cudownej urody gwoździami tapicerskimi. Niestety, zamiast w miejscu do tego przeznaczonym, czyli w specjalnym wgłębieniu w oparciu i siedzisku tapicerka została przybita do oparcia i brzegu krzesła w siedzisku.
Wczoraj postanowiłam rozpocząć renowację krzesła. Rozkręciłam oparcie, siedzisko i boki. Rozkręcane są też pozostałe elementy konstrukcji, ale śruby znajdują się na spodzie krzesła i lata użytkowania sprawiły, że śruby się starły i nacięcie na śrubokręt jest prawie niewidoczne, a o włożeniu w nie śrubokręta nie ma mowy.
Z krzesła wyjęłam chyba z dwieście gwoździ.
Na tym zdjęciu widać dziury po gwoździach w oparciu:
A na tych zdjęciach widoczne są dziury w siedzisku. Tapicerka powinna być przytwierdzona w tym wgłębieniu, a tu wyraźnie widać, że ktoś przybił gwoździe do brzegu siedziska. Zobaczcie ile dziur zostało po gwoździach:
W pierwszej kolejności usunęłam resztki farby i zeszlifowałam największe nierówności. Skleiłam kawałki popękanego drewna. I dłutem wyrównałam brzeg wgłębienia w siedzisku. Musiałam przy tej operacji ściąć nieco drewna i powiększyć otwór na tapicerkę, na całym obwodzie siedziska, bo masakryczna ilość gwoździ spowodowała wykruszenie się kawałków drewna.
Po wstępnym szlifowaniu uzupełniłam największe dziury wbijając w nie „zatyczki” z wykałaczek. Mniejsze ubytki i pęknięcia uzupełnię specjalną masą, ale to w kolejnym etapie prac.
Tu mój pomocnik :)
Miałam obawy czy moja szlifierka poradzi sobie w miejscach łączenia podstawy z nogami krzesła, ale poszło całkiem dobrze. Kilka poprawek i będzie idealnie.
Teraz zastanawiam się nad wyborem tkaniny na siedzisko i oparcie. Myślę o naturalnym, surowym lnie, ale zobaczymy to tego wyjdzie.
c.d.n :)
Przeglądając różne strony internetowe z rękodziełem natknęłam się na zdjęcia choinek, które ozdobione były wyłącznie „rękodzielniczymi” ozdobami. Wiem, że już zapomnieliście o Bożym Narodzeniu, a myśli raczej krążą wokół Wielkanocy, ale musiałam zrobić bębenek, który mnie zauroczył. Ponieważ nie miałam schematu więc haftowałam „na oko”. Sam pomysł pochodzi chyba z książki „101 ozdób świątecznym” Vanessy Ann, ale pewności nie mam :). Marzy mi się choinka z takimi ozdobami :). Może w przyszłym roku…
Bębenek wykonany jest haftem krzyżykowym. Formę walca nadałam mu łącząc prostokątny kawałek zahaftowanej kanwy wzdłuż krótszego brzegu. Miejsce łączenia wypełniłam krzyżykami, zgodnie z wzorem, bo dzięki temu nie widać łączenia :). Góra i dół bębenka wykonana jest z czerwonego filcu. Pałeczki to wykałaczki + czerwone koraliki. Całość ozdobiłam złotym sznureczkiem. Bębenek ma 6 cm wysokości i 3,5 cm średnicy.