Lubicie pianki marshmallow? Te zrobione w domu w niczym nie ustępują tym sklepowym. Są tylko trochę mniej słodkie. Dodatkowo, można wycinać z nich różne kształty. Ja, foremką do pierniczków, wycięłam z pianki serca. W sam raz na zbliżające się Walentynki.
3 łyżki żelatyny
1 szklanka wody
1 1/2 szklanki cukru
3/4 szklanki jasnego syropu kukurydzianego
szczypta soli
łyżeczka esencji waniliowej
1/4 szklanki cukru pudru
2 łyżki mąki kukurydzianej
Żelatynę wsypujemy do miski miksera i zalewamy 1/2 szklanki wody. Zostawiamy aż żelatyna napęcznieje.
Do rondelka wsypujemy cukier, wlewamy pozostałe 1/2 szklanki wody, syrop kukurydziany, sól i esencję waniliową. Syrop doprowadzamy do wrzenia. Włączamy mikser i gorący syrop wlewamy cienkim strumieniem do żelatyny. Miksujemy aż masa będzie biała i napowietrzona. Ubijanie trwa dosyć długo – co najmniej 15 minut. Jeżeli chcemy piankę w dwóch kolorach dzielimy masę na pół i jedną część barwimy (barwnikiem spożywczym) na dowolny kolor.
Duży, płaski talerz lub blaszkę do pieczenia wysypujemy cukrem pudrem zmieszanym z mąką kukurydzianą. Robimy to z pomocą sitka – wtedy cukier równomiernie pokryje dno naczynia cienką warstwą. Pozostałą mieszankę cukru z mąką zostawiamy. Wylewamy masę do naczynia i zostawiamy do zastygnięcia. Piankę kroimy na kawałki dowolnej wielkości. Można też wycinać różne kształty foremkami do ciastek. Pokrojoną piankę przesypujemy pozostałą mieszanką cukru z mąką. Nadmiar proszku usuwamy. Pianki mają być lekko oprószone, tylko tyle aby zapobiec ich sklejaniu.
Ja wycięłam pianki foremką w kształcie serca, a boki obtoczyłam w różowym cukrze krysztale.
Przepis z www.foodnetwork.com (Alton Brown)
Z wyjazdu do Pragi – oprócz foremek piernikowych – przywiozłam sobie foremki do robienia uli. Dzisiaj doczekały się swojej premiery. Masę zrobiłam na bazie herbatników maślanych, a nadzieniem jest domowy, bardzo gęsty ajerkoniak.
ULE
200 g pokruszonych ciastek maślanych
100 g miękkiego masła
1/4 szklanki ciemnego kakao
1/4 szklanki mielonych orzechów
3 łyżki miodu
ajerkoniak do wypełniania uli
Wszystkie składniki mieszamy w misce i wyrabiamy masę aż będzie jednolita. Można masę zmiksować blenderem (ja tak zrobiłam). Foremki wypełniamy masą zostawiając od brzegu 3 mm wolnego miejsca. Trzonkiem drewnianej łyżki robimy w masie wgłębienie. Powstałe wgłębienie wypełniamy nadzieniem – w moim przypadku ajerkoniakiem. Z masy formujemy kółko i zalepiamy „dno” ula. Delikatnie wyjmujemy ul z foremki. Odstawiamy w chłodne miejsce żeby masa nieco stężała.
Masa może być w dowolnym smaku – można nie dodawać kakao lub dodać więcej orzechów – co kto lubi :). Można też użyć innego nadzienia (masa toffi lub krem).
Share the post "Ule – nadziewane ciasteczka (bez pieczenia)"
Żeby Was nie zanudzić to dzisiaj coś zupełnie nie piernikowego. Małe, zdecydowanie słodkie mleczno – kokosowe ciasteczka. Coś dla fanów draży mlecznych i rafaello – ciasteczka mają właśnie taki smak :). Ciasteczka są słodkie ale ja robiłam je w malutkich foremkach, takich o średnicy 2-3 cm, więc są idealne, takie „na jeden kęs”, do kawy.
Ciasteczka bardzo ładnie prezentują się w świątecznych paczuszkach.
15o g cukru pudru
150 g wiórków kokosowych
2/3 szklanki pełnego mleka w proszku
1/2 kostki bardzo miękkiego masła
3 – 4 łyżki mocnego alkoholu
5 łyżek mleka w proszku do obtaczania ciasteczek
Wiórki kokosowe mieszamy z cukrem pudrem. Ja miałam kokos o dużych wiórkach więc zmieliłam go w blenderze na drobno. Do kokosu z cukrem dodajemy masło i alkohol i wyrabiamy masę aż składniki sie połączą. Teraz małymi porcjami, stopniowo dodajemy mleko w proszku do uzyskania właściwej konsystencji – takiej aby dało się z masy formować kulki.
Gdyby masa była za gęsta możemy dodać więcej masła lub alkoholu, gdyby była za luźna – dodajemy mleko w proszku. Z masy formujemy kuleczki, obtaczamy każdą w mleku w proszku i wkładamy do foremek. Ja mam malutkie foremki w różnych kształtach, które doskonale się nadają do tych ciasteczek. Jeżeli jednak nie posiadacie takich foremek to po uformowaniu kuleczek z masy można obtoczyć je w mleku w proszku wymieszanym z wiórkami kokosowymi – tak jak rafaello – i zostawić do zastygnięcia.
Ulepione ciasteczka wkładamy na noc do lodówki. Ciasteczka przygotowane w foremkach wyciągamy z foremek dopiero po zupełnym zastygnięciu masy. Masa ładnie tężeje, a po zastygnięciu nie trzeba ciasteczek przechowywać w lodówce – nic się z nimi nie stanie.
Nie chciało mi się ostatnio nic piec więc postanowiłam przygotować coś słodkiego nie wymagającego uruchamiania piekarnika. Wybrałam batoniki orzechowo – czekoladowe. Po przeglądnięciu kilku przepisów doszłam do wniosku, że żaden tak do końca mi nie odpowiada więc po połączeniu kilku receptur w jedną wyszły całkiem niezłe batoniki. Spód jest kruchy i chrupiący, a smakują zupełnie jak snickersy. Polecam dla orzeszkojadów :)
50 g masła
1 szklanka cukru pudru
1 szklanka masła orzechowego
1 szklanka pokruszonych krakersów
1 szklanka płatków migdałowych
Na polewę:
1 tabliczka czekolady (mlecznej lub gorzkiej)
W rondelku roztapiamy masło. Do masła dodajemy cukier puder. Gdy cukier się rozpuści dodajemy masło orzechowe i mieszamy aż masa będzie gładka i jednolita. Odstawiamy rondelek z ognia. Krakersy kruszymy – ja wsypałam krakersy do worka i zgniotłam ciastka rękami. Do gorącej masy orzechowej wsypujemy krakersy, mieszamy przez chwilę aż okruszki dobrze się połączą z masą. Na końcu dodajemy płatki migdałowe i mieszamy już bardzo krótko i ostrożnie aby płatki migdałowe nie połamały się za bardzo.
Naczynie o wymiarach 15 x 15 cm wykładamy folią spożywczą – to umożliwi łatwe wyjęcie batoników z formy. Masę wykładamy na folię i porządnie dociskamy wygładzając powierzchnię. Masę wkładamy do lodówki, do całkowitego wystudzenia. Gdy masa jest zimna rozpuszczamy, w kuchence mikrofalowej, czekoladę (można też czekoladę rozpuścić na parze). Gorącą czekoladą smarujemy wierzch masy i odstawiamy do zastygnięcia. Gdy czekolada zastygnie kroimy na kwadraty lub prostokąty. Batoniki przechowujemy w lodówce ale wyjmujemy je około 20 minut przed podaniem.
Przepis na paschę, na TĄ paschę, dostałam kilka ładnych lat temu od sąsiadki. Od pierwszego spróbowania tak nas zachwyciła swoim smakiem, że gości na świątecznym (Wielkanocnym i Bożonarodzeniowym) stole. Jest delikatna i kremowa, w sam raz słodka. Niech się schowają pod stół pseudopaschy robione z gotowego twarogu.
1/2 litra tłustego mleka
3 jajka
1/4 litra śmietany kremówki
laska wanilii
15 dkg cukru pudru
15 dkg masła
4 łyżki kakao
bakalie
Szklankę mleka zagotować z laską wanilii. Zostawić do wystudzenia. Przecedzić. Do dużego garnka o grubym dnie wlać mleko, mleko z wanilią, wlać śmietanę i wbić całe jajka. Wszystko dobrze wymieszać – jajka mają być połączone z mlekiem na jednolitą masę. Ogrzewać na małym ogniu (garnek najlepiej postawić na płytce) – często ale delikatnie mieszając – aż do wytrącenia się serka. Płyn nie może się gotować tylko lekko pyrkać. Wytrącanie serka zwykle trwa około 2-3 godzin. W przypadku braku cierpliwości i skrócenia czasu ogrzewania serek wychodzi jałowy i bez smaku. Po wytrąceniu serek przecedzić przez sitko wyłożone płótnem (albo gazą), dobrze odsączyć i wystudzić. Serwatkę zostawić. Serek zostawić na noc w lodówce.
Masło utrzeć z cukrem pudrem na puszysta masę, dodawać po łyżce serka – ciągle ucierając. Pod koniec ucierania dodać bakalie. Masę podzielić na dwie części. Do jednej dodać kakao. Serwetkę płócienną (albo gazę) zamoczyć w serwatce, wyłożyć nią naczynie, ułożyć warstwę ciemną i na górę białą. Przykryć końcami serwetki, wstawić na noc do lodówki.
Po wyjęciu udekorować. Ja zamiast bakalii dodaję tylko płatki migdałowe.