
To chyba najlepsze ciasteczka maślane jakie jadłam. Są bardzo delikatne i niezwykle kruche. Po prostu rozpływają się w ustach. Muszą być maleńkie. Moje mają 1,5 cm średnicy. Można je wzbogacić przekładając dżemem lub masą czekoladową i sklejać po dwa ciasteczka – tak jest w oryginalnym przepisie. Ale niekoniecznie :) Bez nadzienia są naprawdę przepyszne. Przepis pochodzi z książki Le Cordon Bleu Kuchnia Domowa – Ciasteczka.
Edit: W odpowiedzi na komentarze do tego wpisu przygotowałam test cukru pudru: Diamant kontra Kupiec. Po wyniki zapraszam TU.
250 g masła
100 g cukru pudru (przesianego)
1 łyżeczka skórki cytrynowej (ja nie dodałam)
2 żółtka
300 g mąki
Masło, cukier puder i skórkę cytrynową ucieramy na jasną i puszystą masę. Dodajemy do masy żółtka i chwile jeszcze ucieramy. Zmniejszamy obroty miksera i wsypujemy mąkę. Ucieramy chwilę – ciasto ma być gładkie i miękkie. Ciasto przekładamy do rękawa cukierniczego z końcówką w kształcie gwiazdki i na natłuszczoną blachę wyciskamy malutkie ciasteczka. Nie przekładajcie do rękawa od razu całego ciasta tylko nakładajcie małe porcje.Pieczemy 10 – 12 minut w temperaturze 180 stopni. Pilnujemy pod koniec pieczenia żeby ciasteczka się nie zbrązowiły za bardzo. Mają być jasno – złote.
Share the post "Ciasteczka maślane – maleńkie i niezwykle kruche"
Nie przepadam za dodatkiem cytrynowej skórki w wypiekach i niechętnie dodaję skórkę do ciast. Jednak w tych ciastkach dodatek skórki z limonki bardzo wzbogaca ich smak. Ciasteczka są mało skomplikowane w wykonaniu, jedynym warunkiem powodzenia jest odpowiedni czas pieczenia. Ciasteczka pieczone zbyt długo są twarde i chrupiące, pieczone krótko są miękkie i bardzo smaczne.
2 3/4 szklanki mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
1/2 łyżeczki soli
150 g miękkiego masła
1 1/2 szklanki cukru
1 jajko
1/2 łyżeczki esencji waniliowej
1 łyżeczka otartej skórki z limonki
1/2 tabliczki czekolady
W misce mieszamy sodę, mąkę, sól i proszek do pieczenia.
Masło ucieramy z cukrem na puszystą, jasną masę. Do masy jajeczno maślanej wbijamy jajko, dodajemy wanilię i skórkę z cytryny. Wszystko dokładnie mieszamy i stopniowo dodajemy do masy sypkie składniki.
Z masy formujemy małe kulki i układamy je na blasze, wyłożonej pergaminie, w sporej odległości od siebie. Kuleczki lekko rozpłaszczamy dłonią.
Ciastka pieczemy w temperaturze 180 stopni około 8 minut. Ciastka mają pozostać bardzo jasne, dół nie powinien być zrumieniony, a wewnątrz powinny być miękkie – mniej więcej jak brownies. Ciastka pieczone zbyt długo będą twarde i niesmaczne.
Czekoladę rozpuszczamy na parze. Półpłynną czekoladą smarujemy ciasteczka i sklejamy po dwa ze sobą. Odkładamy aż czekolada zupełnie zastygnie.
Do tej pory robiłam rozetki z tego przepisu. Ale kiedy na blogu Once Upon a Plate znalazłam trochę zmodyfikowany przepis postanowiłam go wypróbować. Niewielka zmiana proporcji znacząco zmieniła smak rozetek. Są bardziej kruche i delikatniejsze. Lepsze :)
2 jajka
1 łyżka cukru
1/4 łyżeczki soli
1 szklanka mąki
1 szklanka ciepłego mleka
1 łyżeczka esencji waniliowej
olej do głębokiego smażenia
Do posypania:
1 szklanka cukru pudru
2 łyżeczki cynamonu (ale niekoniecznie)
Wszystkie składniki razem miksujemy. Ja zrobiłam to w dzbanku do koktailu. Gdy ciasto jest gładkie i nie ma w nim grudek odstawiamy na 20 minut. Po tym czasie sprawdzamy czy ciasto jest odpowiednio gęste. Powinno być nieco bardziej gęste niż ciasto na naleśniki. Gdyby było za gęste dodajemy 2 – 3 łyżki mleka, gdy za rzadkie 2-3 łyżki mąki.
Rozgrzewamy olej. Przed pieczeniem zanurzamy foremkę na minutę w oleju. Następnie zanurzamy foremkę w cieście i natychmiast wkładamy do tłuszczu. Foremkę zanurzamy w cieście do 3/4 jej wysokości. Gdy zanurzymy ją całą ciasto oblepi foremkę i nie „odczepi się” od formy. Po kilku sekundach pieczenia rozetka „odczepi” się od foremki. Rozetki smażymy 20 – 30 sekund aż nabiorą złocistego koloru. Po wyjęciu z tłuszczu ciasteczka odsączamy na papierze.
Gorące rozetki posypujemy cukrem pudrem.
Niedaleko mojego miejsca pracy, w małej cukierni, nałogowo kupuję florentynki. Bardzo je lubię. Kiedyś zrobiłam je w domu, z przepisu z pewnej książki ale były totalną porażką Aż w końcu, na stronie lacuinavermella.blogspot.com znalazłam przepis warty uwagi. Trochę pozmieniałam proporcje. Przepis jest mało skomplikowany. Po prostu uprażone orzechy zalane karmelem. Pycha! Takiego przepisu szukałam!
60 g posiekanych orzechów (laskowych, pistacjowych)
80 g posiekanych migdałów
100 g masła
2 łyżki cukru kryształu
150 g cukru pudru
Piekarnik rozgrzać do 170 stopni. Posiekane orzechy wysypać na blaszkę i uprażyć w piekarniku na jasnozłoty kolor. Uważać żeby się orzechy nie przypaliły! W rondelku roztapiamy masło i cukier, ciągle mieszamy. Gdy cukier całkowicie się rozpuści wsypujemy orzechy, chwilę mieszamy i odstawiamy do lekkiego ostudzenia. Masa maślano – cukrowa jest bardzo jasna, nie należy jej zbytnio rumienić bo po upieczeniu florentynki będą bardzo ciemne, a przypalone będą miały gorzki smak. Masę orzechową wykładamy – w dość dużych odstępach – na blachę wyłożoną mocno woskowanym pergaminem lub folią aluminiową. Nie rozsmarowujemy masy, zostawiamy małe kopczyki. Ja użyłam specjalnej blaszki, z wgłębieniami, do florentynek. Tej blaszki nie trzeba niczym smarować. Do wgłębień nakładamy po łyżce masy i pieczemy florentynki w temperaturze 170 stopni przez 15 – 20 minut. Po wyjęciu odstawiamy do ostygnięcia. Zimne florentynki z łatwością wyjmiemy z blaszki.
Moje florentynki są grube i mają duże kawałki orzechów – ale tak właśnie lubię. Jeżeli wolicie cieniutkie wtedy orzechy trzeba posiekać bardzo drobno (lub nawet rozdrobnić w malakserze) i na blaszkę – do wgłębień – wykładamy mniejszą ilość masy. Przy mniejszej ilości masy i drobniejszych orzechach skracamy o 5 minut czas pieczenia. Cienkie florentynki szybciej się upieką.
Mam w swoim zbiorze książek kulinarnych stary, trzydziestoletni podręcznik technologii dla Zasadniczych Szkół Zawodowych „Ciastkarstwo”. Jego autorami są Czesław Dojutrek i Andrzej Pietrzyk. W książce tej oprócz teoretycznych wiadomości dla początkujących cukierników jest dużo fajnych i prostych przepisów. Między innymi właśnie ten na klawisze. Smak tych ciastek pamiętam jeszcze z czasów gdy chodziłam do liceum, zawsze można było je kupić w pobliskiej cukierni.
340 g mąki
185 g margaryny
45 g cukru pudru
2 żółtka
kilka kropli esencji waniliowej
1 białko
cukier puder
Margarynę ucieramy z cukrem na jednolitą masę. Do masy dodajemy żółtka, esencję waniliową i mąkę. Po wymieszaniu składników powstaną luźne okruchy ciasta. Okruchy wykładamy na blat i szybko zagniatamy. Wałkujemy ciasto na prostokąt o grubości około 1 cm i wkładamy rozwałkowane ciasto do lodówki na godzinę.
Białko ucieramy z taka ilością cukru pudru aby powstała glazura o konsystencji bardzo gęstego lukru. Na schłodzonym cieście rozsmarowujemy nożem glazurę białkową i zostawiamy na około 30 minut aż glazura lekko wyschnie.
Kroimy ciasto na prostokąty o wymiarach 1 cm x 4 cm (najlepiej to robić kółkiem do krojenia pizzy). Ciasteczka pieczemy w temperaturze 180 stopni. Temperatura nie może być wyższa bo ciastka mają być jasne, a glazura nie przypieczona. Pieczemy około 10 – 15 minut – zaglądamy do piekarnika żeby ciasteczka się nie przypaliły.