Nie bloguję za paczkę galaretki

Swego czasu pisałam post o wycenie rękodzieła (Patchwork – co, jak i za ile?). W sieci dość głośno mówi się o niedocenianiu pracy rąk własnych (rękodzielników) przez innych, ale czasem i przez siebie samego. Dlatego tym razem postanowiłam przybliżyć ile czasu, pieniędzy i pracy trzeba poświęcić na stworzenie wpisu kulinarnego.

Czasem mam wrażenie, że blogerzy kulinarni traktowani są trochę niepoważnie przez resztę blogosfery, no bo co taka baba mieszająca w garach może wiedzieć o prawdziwym blogowaniu. Post ten skierowany jest do Was, czytelników aby przybliżyć Wam pracę blogera „od kuchni”, ale przede wszystkim do pracowników agencji reklamowych i firm, którym wydaje się, że koszt powstania wpisu kulinarnego równoważy się z ceną galaretki w proszku czy puszką śledzi.

Od razu zaznaczam, że wpis nie dotyczy potraw powstających niejako przy okazji, np. gotuję zupę na obiad, pstrykam telefonem fotę i wrzucam na bloga. Wpis dotyczy powstawania potraw przygotowanych z rozmysłem, planowanych, dopieszczonych.

No to zaczynamy! :)

Przygotowując wpis na bloga potrzebujemy przepisu. Czasem korzystamy z przepisów sprawdzonych, czasem inspirujemy się tylko innym przepisem, a czasem przygotowujemy przepis od zera. Korzystając z cudzego przepisu mamy sprawę załatwioną, bo gotujemy podając źródło inspiracji we wpisie. Jeżeli przygotowujemy wpis od zera to nierzadko trzeba wykonać kilka prób aby przepis był idealny. Załóżmy, że przepis wybraliśmy. Szukania przepisu nie traktuję jako czynności „płatnej”, bo z przyjemnością oglądam programy i czytam książki kulinarne. Teraz zabieramy się za listę zakupów :). Jako przykładu użyję wpisu o Kruchych babeczkach z wytrawnym nadzieniem  http://namiotle.pl/5153/kruche-babeczki-z-wytrawnym-nadzieniem/

jajka zapiekane w cieście_nm1a

Do przygotowania babeczek potrzebne będą:

Na ciasto:

250 g mąki – 0,70 zł (cały kg – 2,80)

150 g masła – 3,15 zł (cała kostka 200g – 4,20)

1 łyżeczka soli – 0,01 (kg soli zwykłej, jodowanej 1 zł)

szczypta cukru pudru

1 jajko – 0,40 zł (min. ilość zakupu to 6 sztuk – 2,40 zł)

1 – 2  łyżki zimnego mleka – 0,02 (butelka – 2,90 zł)

żółtko do smarowania ciasta – 0,40 zł

Nadzienie:

1 średnia cukinia – 2 zł (zakładam, że cena 1 kg to ok. 7 zł)

1/2 czerwonej papryki – 3,5 zł (przy wadze 0,30 kg, cena ok. 12 zł/kg)

1/2 szklanki drobno pokrojonego selera naciowego – 2 zł (pęczek selera to ok. 5 zł za sztukę)

1/3 szklanki drobno pokrojonego boczku – 2,50 zł (1 kg boczku 25 zł)

jajka przepiórcze (przyjmijmy, że zużyjemy 10 sztuk) 4,40 zł (paczka jajek to ok. 8 zł)

dodatkowo gdy babeczki będziemy podawać na zimno:

1 1/2 szklanki bulionu (marchewka, pietruszka, seler, cebula, mięso – koszt ok. 15 zł)

lub kostka rosołowa 0,50 zł ( paczka kostek rosołowych ok. 3 zł)

1 łyżeczka żelatyny 0,05 zł (paczka żelatyny 4,20 zł)

Po podsumowaniu cena składników użytych do wykonania potrawy to 22,63 zł (jeżeli użyjemy kostki rosołowej) lub 37,63 zł jeżeli ugotujemy bulion sami. Jednak rzeczywiste koszty to te, które musimy ponieść płacąc w kasie. Nikt nam nie sprzeda szczypty soli ani dwóch łyżek mleka. Przy kasie za te składniki zapłacimy ok. 55 zł.

Wracamy z zakupów (zajęły nam 2 godziny)i bierzemy się do roboty. Nastawiamy bulion. Obieramy i myjemy warzywa, mięso, dodajemy przyprawy (nie wliczyłam w cenę) i gotujemy. Bulion gotujemy długo i powoli, bo to pozwoli nam uzyskać głęboki smak i aromat wywaru. Czyli przeznaczamy na to ok. 3 godzin, w czasie których zużywamy prąd lub gaz (koszt przy gotowaniu na kuchence elektrycznej to ok. 0.63 zł za godzinę (posiłkowałam się przybliżonymi danymi z kalkulatorów energii) czyli 1,89 zł. Dodatkowo musimy ugotować jajka na twardo i podsmażyć warzywa na patelni czyli przyjmujemy, że całość kosztuje nas 2 zł.

Ciasto kruche, w tym przypadku, przygotowujemy ręcznie więc odpada koszt użycia malaksera. Ciasto chłodzimy w lodówce, która aby pracować pobiera prąd.

Kończymy przygotowywać babeczki, napełniamy ciasto nadzieniem, wkładamy do formy. Forma na muffiny, której użyłam do wypieku babeczek kosztowała ok. 40 zł.

Babeczki wkładamy do pieca na ok. 40 minut – koszt użycia piekarnika elektrycznego w tym czasie to ok. 0,60 gr.

Babeczki mamy gotowe :)! Ich przygotowanie, razem z pieczeniem, zajęło około 1,5 godziny.

Teraz zabieramy się do przygotowania wpisu.

Ustawiamy stanowisko do sesji fotograficznej. U mnie jest to totalna prowizorka nie mam oświetlania sztucznego, bo lubię fotografować w naturalnym świetle. Jednak posiadam tła fotograficzne, blendy, deski różnego rodzaju, naczynia, sztućce, serwetki, dodatki – to wszystko trzeba kupić. Nie da się tego wycenić dla potrzeb wpisu, ale to nie są małe pieniądze. Zwłaszcza, że są to rzeczy gromadzone przez długi czas. Stylizujemy naszą potrawę, oświetlamy (sztucznym światłem lub przy użyciu blendy), bierzemy do ręki aparat, który musieliśmy kupić i to za konkretną kasę, i zaczynamy sesję. Zdjęć wykonujemy kilka, czasem kilkanaście, próbujemy różne ujęcia, stylizacje, różne oświetlenie. Wierzcie mi, że nie trwa to 20 minut. Czasem gdy potrawa jest „trudna” (oj, są takie, są) to naprawdę trzeba włożyć dużo wysiłku aby zdjęcie nie straszyło, a zachęcało do konsumpcji przygotowanej potrawy. Przyjmijmy, że sesja jednej potrawy to 2 godziny.

Zdjęcia gotowe, znaczy są zrobione i „siedzą sobie” w aparacie. Zrzucamy zdjęcia na komputer (o! i komputer trzeba mieć, znacie ceny?) i w programie graficznym (darmowym, ale o ograniczonych możliwościach, lub płatnym, ale zdecydowanie lepszym) obrabiamy zdjęcia. Nie mam tu na myśli doklejania koperku czy stemplowaniu przypalonych fragmentów ciasta, ale podstawową obróbkę: jasność, poprawienie ekspozycji itp. bez poważnych ingerencji w fotografię. Czas wykonania obróbki to ok. 1 godziny,

I teraz wyobraźcie sobie, że idziecie do fotografa. W studio pani stylistka pudruje Wam nosek, pan fotograf ustawia światło, ustawia Was – modela, robi zdjęcie, obrabia fotografie, wręcza Wam odbitki. Czy za to wszystko wręczacie mu puszkę śledzi, paczkę galaretki lub podajecie linka do jego strony na swoim profilu FB??? NIE! Płacicie mu żywą gotówką! Koszt takiej sesji jest różny, ale średnia cena to 400 – 500 zł za ok. 7 zdjęć np. dziecka (ceny wzięłam z sieci i uśredniłam), są też sesje za 2000 zł, ale nie popadajmy w skrajności :).

Mamy gotowe zdjęcia więc zabieramy się za tworzenie wpisu. Wpisy bywają różne, u mnie jest to zwykle przepis poprzedzony krótkim, kilku zdaniowym wstępem, ale u innych blogerów są wpisy długie, merytoryczne, takie już poważne artykuły. Takiego wpisu nie tworzy się godzinę. Przyjmijmy, że wpis jest krótki i potrzebujemy na to ok. 2 godzin (przy długim tekście autor pracuje nawet dwa- trzy dni).

Dobrnęliśmy do końca pracy i publikujemy wpis na blogu. Pojawiają się komentarze (każdy bardzo cieszy), miłe maile, a wśród nich pojawia się się list, którego temat to „współpraca” :). I w mailu pani z agencji reklamowej proponuje barter :). Przygotowanie przepisu, stworzenie wpisu ze zdjęciami za puszkę mielonki. Zastanawiam się jak duża powinna być ta puszka mielonki, skoro barter to wymiana towarów o zbliżonej lub równoważnej wartości. Owszem trafiają się propozycje, które rekompensują trud włożony w przygotowanie wpisu będącego przedmiotem barteru, ale to naprawdę rzadkość :).

Czas przygotowania wpisu to około 11 godzin (z przerwami oczywiście, ale łącznie taka liczba godzin wychodzi z rachunku :) ). Koszt przygotowania wpisu to, z uwzględnieniem ceny sesji zdjęciowej, kwota 500 zł + 11 roboczogodzin (od zakupów w sklepie do publikacji na blogu)! Zauważcie również, że potrawa, która jest bohaterem wpisu składa się z dość tanich, ogólnodostępnych produktów. Gdy będziemy przygotowywać wpis o produktach eko lub z egzotycznymi składnikami koszty wzrosną. I to znacznie.

Wśród fotografów popularna jest ostatnio akcja „Nie fotografuję za darmo”! Może należałoby rozpropagować wśród blogerów hasło „Nie piekę/gotuję/bloguję za paczkę galaretki”!

Mam nadzieję, że wśród czytelników tego wpisu znajdą się pracownicy agencji, którzy przesyłają (czasem śmieszne) propozycje współpracy, ale chciałabym aby wpis ten wzięli sobie także do serca blogerzy, którzy godzą się na takie warunki współpracy nie szanując pracy swojej i innych blogerów.

A teraz możecie rzucać pomidorami :))).

P.S. Ponieważ dotarły już do mnie pierwsze mało sympatyczne uwagi dodam, że nie prowadzę bloga w celach zarobkowych, nie wpuszczam na stronę reklam i nie zamieszczam wpisów sponsorowanych.  Opłaty za domenę i inne “techniczne” ponoszę sama, z własnej kieszeni. Blog funkcjonuje również dzięki wielkiej pomocy Łukasza i Widma.  Wpis powstał po to, by pokazać, że blogowanie to tez rodzaj pracy, której autor chciałby czuć się doceniony, a nie po to by nagonić sobie sponsorów  :).

 

57 komentarzy

  1. Małgorzata Lewicka-Jaśkiewicz
    11 marca 2014 o 10:41

    Bardzo szanuję takie osoby jak Ty i w pełni się z Tobą zgadzam :) Pomyślności i wytrwałości w dalszej pracy (y)

  2. 11 marca 2014 o 10:41

    Ten temat powraca jak boomerang. Robimy to co robimy, bo to lubimy, jasne, nikt nam tego nie każe robić.

    Poświęcamy olbrzymie ilości czasu, żeby czytelnicy mogli mieć fajne przepisy, zupełnie za darmo.

    Ale rzeczywiśćie nie jest fair, jeśli pisze do nas agencja, która reklamuje produkt, gdzie i producent produktu zarabia i agencja zarabia, zaś bloger w sumie mógłby za darmo przecież dać zarobić bo i tak robi “za darmo”.

    Nie, nie robimy za darmo: robimy to często na minusie. Dobrze, że dodałaś szczegół pt. hosting, domena, czasami szablon czy grafik (uwaga, graficy nie pracują za barterowe babeczki:)), nie wspomnę już o sprzęcie, skiążkach etc.

    Ale tak to jest – czytelnik nie musi wiedzieć, ile trudu poświęcamy na naszą pracę, ale rzeczywiście reklamodawcy można o tym taktownie przypomnieć.

  3. 11 marca 2014 o 10:42

    Rozumiem Cię doskonale. Nie piszę bloga w celach zarobkowych, choć nie ukrywam, że pisanie za pieniądze, to byłoby spełnienie moich marzeń, ale jeśli redakcja, czy portal, czy ktokolwiek inny chce skorzystać z mojej pracy, to oczekuję być za to wynagrodzona. Dlaczego? Między innymi dlatego, że w tych redakcjach ludzie dostają pieniądze za swoją pracę i ja chciałabym być traktowana przynajmniej na podobnych warunkach, jeśli nie takich samych.

    Realia są jednak takie, że sporo osób prowadzi blog, aby właśnie dostawać paczkę galaretki. Ich sprawa, nic mi do tego, ale agencje, potencjalni powinni zdać sobie wreszcie sprawę, że nie wszystkich to satysfakcjonuje. Co więcej – za wpisami za które się płaci pieniędzmi, a nie śledziami stoją o wiele lepsze treści i jakość.

    Pozdrawiam Cię, dziękuję za ten wpis i nie przejmuj się krytykantami. Wygląda na to, że znasz swoją wartość i wartość swojej pracy – to bardzo dobrze!

  4. 11 marca 2014 o 10:46

    Genialne!
    Swietnie udalo Ci sie podsumowac prace, ktora wkladamy w nasze blogi kulinarne :) Nie wszystcy dostaja darmowe produkty do przetestowania + maja z tego dochod.
    Poswiecamy na to tyle wolnego czasu, energii, i nie ukrywajmy.. pieniedzy.. bo te wszystkie skladniki, talerzyki i dodatki kosztuja.
    A sa tacy, co korzystaja z przepisow wielokrotnie i nawet nie zostawia komentarza :/
    I jak ja mam wtedy wiedziec, ze to co robie ma sens?

    Pozdrawiam ;)

  5. 11 marca 2014 o 10:46

    *potencjalni zleceniodawcy – miało być. Pardon.

  6. 11 marca 2014 o 10:55

    Świetny artykuł! Dokładnie opisuje koszty i czas potrzebny na wykonanie wpisu. :) Mam nadzieje, że ludzie po jego przeczytaniu zaczną bardziej szanować pracę blogerów kulinarnych. :)
    A co do akcji: “Nie tworzę wpisów za galaretkę” jestem jak najbardziej za! :)

  7. 11 marca 2014 o 11:04

    Brawo!!! Może warto zaprojektować jakiś banerek “Nie bloguję za paczkę galaretki/puszkę śledzi/torebkę przypraw” i umieszczać go na swoich blogach.

  8. Jaga
    11 marca 2014 o 11:10

    Nie będę rzucać pomidorami, zgadzam się Twoimi przemyśleniami. Wielu ludziom wydaje się że jeśli lubi się coś robić to nic Ciebie to nie kosztuje. Jestem Ci wdzięczna za Twoje rady i pomysły kulinarne i chociaż nie jestem “zielona” w tej dziedzinie i trochę stażu już mam to zawsze można się przecież czegoś nowego nauczyć . pozdrawiam Jaga

  9. 11 marca 2014 o 11:20

    Miałam szczerą chęć przeczytać Twój artykuł po pracy. W tym celu chciałam dodać go sobie do aplikacji Read It Later, czyli nacisnąć prawy przycisk myszy i dodać do listy artykułów do przeczytania potem.

    Niestety nie mogę tego zrobić, bo masz na stronie głupią blokadę kliknięcia prawym przyciskiem myszy – teraz już nigdy nie przeczytam tego artykułu i pewnie przez to już nigdy tutaj nie wrócę, bo zapomnę o istnieniu Twojej strony, ale może przynajmniej wprowadzę element edukacyjny i wyjaśnię, że jeśli ta blokada ma na celu zapobieżenie kradzieży zdjęć, czy treści, to… Nie działa. Każdy, kto chciałby ukraść Twoje zdjęcia lub treść nadal może to zrobić używając prostych skrótów klawiaturowych – co mam nadzieję udowadniam załączając zdjęcie z tego wpisu.

    Twoja blokada kliknięcia prawym przyciskiem działa, więc tylko i wyłącznie do wkurzania potencjalnych czytelników…

    A mnie pozostaje mieć nadzieję, że później w ciągu dnia sama z siebie przypomnę sobie o tym artykule i jednak uda mi się go przeczytać…[image=jajka-zapiekane-w-cie%C5%9Bcie_nm1a.jpg]

  10. 11 marca 2014 o 11:40

    Bardzo dobry wpis. Co do akcji “Nie tworzę wpisów za galaretkę”, to może warto pomyśleć o tym na poważnie? hmm…jakaś kampania? [image=logo1.png]

  11. 11 marca 2014 o 11:46

    Jak już napisałam na FB, Niestety nie wierzę w zmianę, ponieważ to dotyczy każdej sfery życia. Zawsze znajdą się tacy co zrobią wpis za galaretkę. Tak samo jest w pracy: Dopóki ludzie będą się zgadzać pracować na czarno lub za minimalne wynagrodzenie, tak długo pracodawcy będą to wykorzystywać. To samo dotyczy środowiska blogowego. Choć i ja grzeszę, to nie za paczkę galaretki – bo to przegięcie :D Więc trzebaby niestety zmienić kilka tysięcy blogerów kulinarnych, by cokolwiek ugrać… Bo agencje dotąd będą z tego korzystać dopóki będzie taka możliwość, bo lepiej opublikować za darmo swój produkt na 10 blogach, które mają 20 wejść dziennie, niż na jednym co ma 200 za pieniądze – nieprawdaż?

  12. Ania
    11 marca 2014 o 11:52

    Pomyślę o takiej kampanii, bo może to faktycznie coś zmieni. Pewnie niewiele, ale zawsze to COŚ. :)

  13. Ania
    11 marca 2014 o 11:52

    anoriell załączone zdjęcie jednak jest niewidoczne więc może nie taka głupia ta blokada :). Jeden z portali kiedyś skopiował prawie 40 zdjęć z mojej strony i chcę tego w przyszłości uniknąć bo robienie 40 printskrinów to jednak trochę zabawy :)

    • sud
      17 marca 2014 o 19:12

      W pełni zgadzam się z treścią artykułu. Pasja jest dla siebie. Ale jak ktoś chce jej owoce wykorzystać do swoich celów zarobkowych, to powinien uwzględnić, że się coś w tę pasję włożyło (czas, pieniądze, itd.). Zdarzyło mi się parę razy, że ktoś chciał użyć gdzieś moich zdjęć. Odsyłałem wtedy do cennika (http://www.zpaf.pl/prawa-autorskie/tabele-minimalnych-wynagrodzen/) i wtedy zapadała cisza.
      Chciałbym się jeszcze odnieść do sprawy blokady prawego przycisku. Rozumiem chęć zabezpieczenia przed pobraniem treści i zdjęć ze strony, ale tę blokadę da się znieść w parę sekund. Ci którzy chcą to zrobić, to zrobią to, a reszta może być trochę zirytowana. Ja np. lubię otwierać odnośniki z danej strony w kolejnych kartach przeglądarki. I coś takiego mi to utrudnia.
      A jako dowód podam, jak trafiłem na tę stronę. Mam w Facebooku polubioną rosyjską stronę „Niezwykłe zwykłości” i niedawno pokazało się tam zdjęcie (a raczej jednoobrazkowa kompilacja złożona z kliku zdjęć kolejnych etapów wykonania) wielkanocnego koszyka z ciasta. Spodobał mi pomysł i postanowiłem go zrealizować na próbę jeszcze przed świętami. Wyszło mi, chociaż nie do końca tak ładnie, pomyślałem, że problem tkwi w użytym cieście. Kliknąłem więc na w/w zdjęciu i kazałem Google’owi wyszukać je w internecie. Znalazło się kilkadziesiąt stron. Jedna ze stron, po angielsku, zamieściła dokładny przepis na ciasto wraz z zestawem fotografii, jak taki koszyk wykonać. A na samym dole strony był zapis (i odnośnik), że przepis pochodzi ze strony „Na Miotle” (to, że zdjęcia również, już nie było wspomniane). I tak trafiłem na pani stronę http://namiotle.pl/5068/jak-zrobic-koszyczek-z-ciasta-drozdzowego/
      Jeszcze wczoraj przepis ten oglądałem we wcześniejszym wystroju strony. A dziś, aż 2 razy sprawdzałem czy to właściwa strona. Tak się zmieniła. :)

      • Ania
        17 marca 2014 o 20:08

        No właśnie blokada prawego przycisku była odpowiedzią na kradzież (między innymi) zdjęć koszyczka i sklejenia ich w kolaż. Zdjęcia pojawiły się na różnych zagranicznych stronach, na części z nich mój znak wodny przykryty był innym. Ręce mi czasem opadają :(

  14. 11 marca 2014 o 13:30

    Jednak bez problemu, z poziomu menu mojej przeglądarki, mogę sobie znaleźć źródło strony [załączony obrazek], podejrzeć link do np. zdjęcia (http://namiotle.pl/wp-content/uploads/2013/03/jajka-zapiekane-w-cieście_nm1a.jpg) i je pobrać. Więc niestety, blokada prawego przycisku nie daje tego, co byś chciała.

    Daje natomiast to, że jak napisała anoriell, wkurza czytelnika, który nic złego nie chce zrobić.

    Warto pomyśleć, czy koszty nie przekraczają strat… :) [image=Screenshot 2014-03-11 13.29.26.png]

  15. DBW
    11 marca 2014 o 13:48

    Podobnie jest z wizerunkiem własnego dziecka. gdzie matka za zdjęcie pociechy w gazecie zgadza się na udostępnienie swojego dziecka za…. tą właśnie gazetę. Gdy zapytałam koleżankę, czy wie co robi – tak chcę mieć gazetę z dzieckiem…

  16. nathaliae
    11 marca 2014 o 14:28

    Podobnie jak Ty uważam że blogerzy nie szanują swojej pracy i “uczą” różne firmy pracy za grosze, ale przecież jeśli komuś to pasuje to jego sprawa. ;) jak lubi być wykorzystywany. Szkoda tylko że potem faktycznie praca innych blogerów jest niedoceniana.
    Osobiście bardzo cenię sobie Twoją stronę za ciekawe wpisy i nie ukrywam, również za brak wpisów sponsorowanych i reklam.
    Pozdrawiam Cię serdecznie :)

  17. Stefan
    11 marca 2014 o 14:31

    Jeśli w lesie nie będzie żadnego jelenia to i myśliwy nie będzie miał po co wchodzić do lasu. Póki las jest pełen jeleni to myśliwy korzysta i szuka swojej sztuki.

    Wszystko się zgadza, bardzo ładnie i rozsądnie opisane jeśli chodzi o wkład pracy blogera.

    Natomiast nie rozumiem obarczania odpowiedzialnością, czy też stawiania w złym świetle agencji reklamowych lub producentów przysłowiowych galaretek i makaronów.

    Oczywistym jest że każda firma działa w swoim interesie a nie w interesie blogera. Tak jak bloger powinien działać w swoim interesie.

    Nie wyobrażam sobie sytuacji w której firma proponuje blogerowi 1000 zł za wpis w przypadku, gdy drugi taki sam bloger jest wstanie zaoferować swoje usługi za butelkę oleju, tudzież za 3 paczki makaronu.

    Agencja reklamowa bierze pieniądze za skuteczną kampanię oferując przy tym dogodne dla klienta warunki finansowe.

    Tak więc w interesie agencji jest wyszukanie najbardziej opłacalnych ofert dla klienta. W interesie klienta jest skorzystanie z oferty najlepszej cena/jakość.

    Czy właściwym jest zatem kierowanie swoich żali w kierunku tych podmiotów ?

    Moim zdanie nie, ponieważ wykonują dobrze swoją pracę.

    Kto zatem jest winien takiej sytuacji ?

    Jedynym winowajcą i osobą zasługująca na krytykę może w tym przypadku być tylko bloger, który przyjmuje zapłatę o wartości 20 zł w sprzedaży detalicznej co daje u producenta cenę 4,50 :)

    Każdy bloger powinien znać swoją cenę i sam decyduje co mu się opłaca. Jeśli ktoś chce być królową konkursów z paczką makaronu w tle, czy też budować swój wizerunek z płynem do naczyń w ręku, to jest jego prywatna sprawa.

    Blogosfera zawsze będzie podzielona na tych co robią kasę i na tych co jej nigdy nie zrobią.

    Wszystko jest fajnie do póki każdy z tego co robi jest zadowolony.

    Jeśli ktoś uważa że oferta, która mu złożono jest zbyt słaba to ją olewa. Użalanie się nad składanymi ofertami nie jest dobrym rozwiązaniem.

    Nie przyjmowanie słabych ofert automatycznie skutkuje pojawieniem się lepszych. Tak działa wolny rynek w każdej branży.

    Zawsze ten kto się szanuje w dłuższej perspektywie lepiej na tym wychodzi z 2 powodów.
    Nie traci szacunku u swoich czytelników, oraz w dłuższej perspektywie wypracowuje sobie lepsze warunki współpracy.

  18. 11 marca 2014 o 16:19

    Świetny tekst. Popieram i podpisuję się rękami i nogami. Bardzo podoba mi się pomysł z akcją i banerkiem akcji Nie bloguję/ gotuję za paczkę galaretki. Proponuję również udostępniać ten post na FB, by idea dotarła do jak najszerszego grona.

  19. Loreta
    11 marca 2014 o 16:35

    Genialny wpis! Pozdrawiam

  20. 11 marca 2014 o 16:36

    Zgadzam się w 100%!

  21. 11 marca 2014 o 16:39

    Hmm… Z jednej strony w pełni się zgadzam, że swoją pracę trzeba cenić. Ale niestety są ludzie i zawsze będą (ba! Wśród fotografów jest ich jeszcze więcej), którzy pracują za darmo albo prawie za darmo. I to jest niestety ich decyzja, a tymczasem my, którzy chcemy się cenić, cierpimy przez ich podejście. Cóż, podsumowanie jest moim zdaniem jedno – prowadzenie bloga to zajęcie dla ludzi z pasją, którzy nawet będąc na minusie cieszą się z tego, co robią.

  22. 11 marca 2014 o 17:03

    kocham cie za ten tekst!!!!!!!!!

  23. 11 marca 2014 o 17:06

    Podoba mi się! Dołączam się do akcji “Nie bloguję za galaretkę”.

  24. 11 marca 2014 o 17:14

    W pełni popieram i zgadzam sie z Tobą, u mnie w rodzinie nawet, część osób traktuje moje blogowanie jako zabawę.Zrozumieć ile to pracy może tylko inny blogujący.
    Jeśli ktoś chce reklamy to powinien trochę w to zainwestować, takie jest prawo rynku, a nie skąpić, inna sprawa na co się godzi osoba blogująca.
    Ja akurat współpracuję z firmami które oferuja produkty eko, dobrej jakości, co jest mi bardzo na rękę bo nie zawsze wszystko jest tak dostepne, a przy okazji trochę wspomagam budżet domowy no i wybieram to co naprawdę przyda mi się w kuchni. To tyle. pozdrawiam

  25. 11 marca 2014 o 17:23

    wpis jest dla mnie fenomenalny. nie jakiś tak artystyczny, słodki i delikatny. pokazuje całą prawdę o tym, ile musimy się napracować. tak, tak, to przecież nasza praca.
    już jakiś czas też planuję opublikować taki wpis, ale mam opory. jednak dzięki Tobie zmalały one do minimum pewnie niedługo sama coś takiego wrzucę u siebie. Myślę, że każdy z blogerów, który zgadza się, powinien napisać coś w tym stylu. może wtedy to wejdzie na ambicję firmom?
    niestety bolesny fakt jest taki, że ludzie nie szanują swojej pracy, nie liczą, ile muszą poświęcić, by wpis był świetnej jakości. Chociaż początkujący przyjmą każdą ofertę. jako doświadczenie, by móc się nim pochwalić. wiem sama, bo gdy zaczynałam, też tak robiłam i niestety dawałam się wykorzystywać. ale w końcu dojrzałam i wiem, ile jest warta moja praca. tym bardziej, że jestem licealistką, tegoroczną maturzystką, więc liczy się dla mnie każda minuta.
    wszystko kosztuje, a czas jest najdroższym surowcem eksploatacyjnym.

  26. 11 marca 2014 o 17:29

    Brawo! Szczery, mocny wpis. Podpisuję się pod tymi słowami rękoma i nogami!

  27. 11 marca 2014 o 18:00

    Absolutnie się z Tobą zgadzam, fantastycznie,że poświęciłaś swój czas,żeby zdefiniować problem. Jesteś bardzo odważna i prawdziwa. Masz u mnie plus na zawsze,a Na miotle , czy bez niej jesteś już od dawna w ulubionych na moim blogu i jestem z tego bardzo dumna! Dobra robota!
    Pozdrawiam Cię serdecznie

  28. 11 marca 2014 o 18:01

    I ja Ci bardzo dziękuję za ten wpis i podpisuję się pod nim wszystkimi rencami :D

  29. Caterina Piotrowic
    11 marca 2014 o 18:58

    Bardzo ale to bardzo cieszy mnie Pani tekst!
    Całkowicie zgadzam się z opinią iż jeśli już coś robimy własnoręcznie to musimy to rozdawać jako prezent. Niestety są wśród blogerów, artystów, rękodzielników i innych nazwijmy ich- usługodawców ludzie zaniżający wartość swej pracy i godzący się na byle co. Ludzie szanujmy się!
    ja np. jestem florystą oraz wykonuje różne projekty i dekoracje i mierzi mnie jak widzę jak ktoś zaniża ceny ale i poziom prac.

  30. 11 marca 2014 o 19:50

    Piękne! Brawo! Ale to groch o ścianę. I tak będą się tu i tam pojawiać wpisy za przysłowiową paczkę makaronu czy galaretkę…

  31. 11 marca 2014 o 20:02

    Piękny post :D
    Też nie chcę reklam u siebie na blogu. I fakt bycie blogerem to nie łatwa sprawa. Doliczyć trzeba koszt aparatu, który tani nie jest.

  32. mamamady
    11 marca 2014 o 20:06

    Dziękuje za pracę jaką wkładasz w prowadzenie bloga :)

  33. 11 marca 2014 o 20:06

    Bardzo dobry wpis, pozdrawiam :-)

  34. 11 marca 2014 o 20:11

    Nie przesadzajmy, ja tu tylko sprzątam. ;)

  35. Ania
    11 marca 2014 o 20:20

    Ale za to jak ładnie :)

  36. 11 marca 2014 o 20:22

    bardzo dobry tekst pokazujący ten problem w kulinarnej blogosferze..gratuluje :)

  37. 11 marca 2014 o 21:01

    Zgadzam się z Tobą w 100%. Ja kiedyś dostałam propozycję (też pisałam o tym u siebie na blogu)”testów konsumenckich” i mogłam “zostawić sobie przetestowane produkty”. To były worki na śmieci, ścierki itp. Ekstra! Czyli nie musiałabym odsyłać im zabrudzonej ścierki! Interes życia za góra 10 zł;)

  38. 11 marca 2014 o 21:17

    Ania: Załączone zdjęcie jest niewidoczne, bo Twój upload plików nie zechciał ze mną współpracować: A oto link do Twojego zdjęcia z mojego Dropboxa (nawet nazwę ma taką samą):
    https://www.dropbox.com/s/9qeq73rdw1tsp0n/jajka-zapiekane-w-cie%25C5%259Bcie_nm1a.jpg

    Blokada prawego przycisku nie powstrzyma tych, którzy kradną zdjęcia…

    Jak widzisz udało mi się zapamiętać, że mam przeczytać, więc co do wpisu:

    Zgadzam się z tym, że propozycje w rodzaju: Napisz wpis, a dostaniesz płyn do kąpieli – jeden – są po prostu obrazą blogera. Ale z drugiej strony reklamy na blogu i prawdziwa współpraca z różnymi firmami, to swojego rodzaju proces… I raz przydarzy się wpis za jedną książkę, a potem firmy zachęcone tym, że na blogu SĄ wpisy sponsorowane proponują większe rzeczy, czy stawki za wpis – kwestia negocjacji. Nie jestem pewna, czy wpis kulinarny różni się tak wiele od recenzji książki, w końcu trzeba było poświęcić tych 10 godzin na jej przeczytanie + kasę i czas na przeczytanie tych wszystkich dzieł, do których bloger się w swojej recenzji odnosi…

    Moim zdaniem kwestia śmiesznych propozycji pojawia się w życiu na każdym kroku od wpisów blogowych, przez propozycje pracy prawie za darmo, po prośby od znajomych: ‘bo dla ciebie to drobnostka’. Kwestia jak kto sobie z tymi propozycjami radzi i czy dobrze kalkuluje, które z nich warto rozważyć, a które potraktować zimną dawką asertywności.

  39. 11 marca 2014 o 23:10

    Cieszę się, że tutaj trafiłam. Bardzo ciekawy post. Przeczytałam również wszystkie komentarze. Jestem ZA! Święta racja: jeśli sami nie będziemy się szanować, to nas nikt nie uszanuje. Prowadzę blog dopiero od roku. Nie mam reklam u siebie. Ale często znajomi, chwaląc moją pracę pytają: ile na tym zarabiasz? Kiedy im odpowiadam, że nic, to dziwią się, że za darmo mi się chce, że poświęcam swój czas a o kosztach nie wspominają bo nie potrafią sobie wyobrazić. Ale cóż, ja dalej piekę, gotuję, bo lubię, bo mnie to pasjonuje, bo czuję że to się podoba. Zobaczę, co będzie za rok. Pozdrawiam Cię serdecznie :) Krys

  40. 12 marca 2014 o 10:13

    W samo sedno. Brawo!

  41. Ania
    12 marca 2014 o 10:42

    Mnie też wielu ludzi pyta ile zarabiam na blogu :). Jak mówię, że nic to nie wierzą. Jest to chyba dowód na to, że ludzie uważają, że bloger ma jakieś korzyści finansowe z blogowania i prowadzi bloga w pierwszej kolejności z chęci zarobkowania, a dopiero w następnej z pasji.

  42. 12 marca 2014 o 11:31

    blogi kulinarne i w ogóle blogi tematyczne są wg mnie niezwykle cenne, uzmysławiają, że każda pasja jest warta poświęcenie jej czasu i rozwijania, dodatkowo, jeśli blog jest ładny i poczytny, powinien być za to nagradzany – blogi modowe i lifestylowe może mieć każdy, blog tematyczny, to wyższa półka :)

  43. 12 marca 2014 o 14:06

    Każdy nowy wpis kosztuje blogera sporo pracy (no chyba, że ”pstrykam’ i komentuję coś na prędce, ale to raczej dotyczy tylko fb). Przygotowanie tematu, zrobienie dobrych zdjeć i ich późniejsze zgranie, przejrzenie pomocnej literatury itp… to często parę dni (zwłaszcza kiedy 3/4 dnia wypełniają inne obowiązki:) Sama zakładam już czasem, że tym razem pójdzie mi sprawniej i nowy wpis szybko pojawi się na stronie, w końcu to parenaście zdań;) I schodzi się jak zawsze…:) dobrze, że ‘na chleb’ mi nie brakuję i swojego bloga mogę prowadzić z czystej pasji i przyjemności, dzieląc się swoją wiedzą z innymi:) Pozdrawiam i życzę wytrwałości, bo Pani blog jest naprawdę wyjątkowy!

  44. 12 marca 2014 o 23:24

    Świetny tekst :)

  45. 13 marca 2014 o 06:35

    Z tym o czym piszesz spotkałam się wielokrotnie. Czasem nie wiem czy mam się śmiać, czy płakać czytając niektóre pseudopropozycje współpracy z moim blogiem. I wcale nie rzecz w tym, że mam wygórowane mniemanie o własnej pracy, chodzi o to, że po prostu ją szanuję i tego oczekuję od innych.
    A smutna prawda jest taka, że blogerzy często sami siebie nie szanują i za tę przysłowiową darmową “paczkę galaretki czy mielonki ” są gotowi psalmy pochwalne o firmach zamieszczać na swoich blogach. Agencje reklamowe wiedzą, że zawsze takich blogerów znajdą :):)TO MY SAMI ICH ROZPUŚCILIŚMY ! /Pisząc MY mam na myśli środowisko blogerów kulinarnych /
    Na swoim blogu zamieściłam baner “tu nie znajdziesz kradzionych zdjęć” , chętnie zamieszczę również ten z informacją ” za paczkę galaretki nie bloguję” :)

    Napisałaś świetny wpis ! Smutne jest tylko to, że tych “piszących za paczkę galaretki” ten tekst nie zmieni. Będą nadal robili to co robią do tej pory, a niektóre agencje i firmy nadal będą z tego powodu niezwykle zadziwione, że ich propozycje współpracy nie wydają się wszystkim blogerom satysfakcjonujące.
    Pozdrawiam serdecznie.

  46. 13 marca 2014 o 13:51

    Świetny artykuł i jaki prawdziwy!

  47. Gabriela
    14 marca 2014 o 13:23

    Świetny tekst!
    Ja sama prowadzę od kilku lat bloga z moimi pracami – rękodziełami, rysunkami, obrazami. Niemal pod każdym postem widzę mnóstwo komentarzy o treści ‘Ojej, a narysujesz mi…? Co to dla ciebie, chwilka roboty!’. Niektórzy nie rozumieją, że nie chcę poświęcać kilku dni na robienie za darmo czegoś, co w ogóle mnie nie interesuje ;)
    Pozdrawiam serdecznie, Gabriela :)

  48. 15 marca 2014 o 19:40

    Post z całą prawdą – widać wartość towaru na stronach producentów produktów, które oferują. Jeśli widzę, że nikt nie chce mnie wykiwać wysyłając tytułową ‘paczkę galaretki’ tylko proponuje solidne konkrety (jak np. w mojej sytuacji parowar lub kartony zawierające kilkanaście/dziesiąt paczek przypraw różnego rodzaju), wtedy można się zgodzić, ale nie dajmy się za mielonkę! :)

  49. Magda
    20 marca 2014 o 14:40

    Aniu bardzo lubię Twojego bloga i lubć będę nawet jeśli prawy przycisk myszy nie działa. A reklamodawcy zawsze tacy byli. Oni muszą wyjść od najniższej propozycji – mają to we krwi. Niestety też pracowałam w reklamie kiedyś ;) Ważne żeby robić swoje i nie dać się tej komercji jeżeli jesteśmy jej przeciwni. Skoro jest tu tyle wpisów to znaczy, że ludzie nie potrzebują Cię oglądać w DDTVN żeby tu zaglądać, lub znaleźć drogę do Ciebie :)

  50. 15 kwietnia 2014 o 16:54

    Ja proponuję stworzyć na FB grupę o nazwie ” Nie bloguję za paczkę galaretki”, co Wy na to?????
    P.S
    Super artykuł

  51. 26 maja 2014 o 10:50

    Już dawno chciałam Ci podziękować za ten tekst – DZIĘKUJĘ!
    Dzisiaj w końcu się zebrałam w sobie i podlinkowałam do Ciebie w swojej zakładce “Współpraca i kontakt”. Serdeczności ślę! :)

    • Ania
      26 maja 2014 o 13:34

      Miło mi :)

  52. 27 maja 2014 o 20:33

    no dokładnie, cała prawda! bo się wszystkim wydaje, że gotowanie choćby klusek, to banał. A gdzie czas, składniki, prąd, etc…?! Bo gotowanie, to żadna pasja, trzeba malować, szyć albo dziergać…taaak, to jest rękodzieło, a nie jakieś tam sałatki.
    Spotykam się z tym, niestety…śmieję się pod nosem z tych WIELKICH ARTYSTEK i robię swoje…a za paczkę przyprawy do mięsa nie gotuję, proste;))

  53. kasia
    7 września 2014 o 00:47

    tak trzymaj!!!a wszystkim , ktorym sie wydaje, ze blog plus praca, szkola, rodzina to bulka z maslem….GRUBO SIE MYLICIE, CZEGO DOWODEM JEST POWYZSZY WPIS!!
    SZACUN!!!!!

  54. 16 października 2014 o 10:14

    Bardzo dziękuję za wytłumaczenie jak “krowie na rowie”. Pozwolę sobie wysyłać linka bo już nie mam siły tłumaczyć :)

Leave reply

*

Back to Top