W czasie pobytu w Warszawie gdy brałam udział w Warsztatach Smaku stołowaliśmy się w restauracji Tamka43. Jadłam tam niebywale pyszną granitę szczawiową. Jej smak był niesamowity. Nie przypuszczałam, że coś tak wspaniałego można zrobić ze szczawiu. Postanowiłam więc stanąć oko w oko z dwoma pęczkami szczawiu i zrobić lody szczawiowo – cytrynowe.
125 ml śmietany kremówki
3 żółtka
1/4 szklanki miodu
1/3 szklanki brązowego cukru
sok z 1 cytryny
skórka otarta z 1 cytryny
2 pęczki młodego szczawiu
3/4 szklanki śmietany kremówki
Do rondelka wlewamy śmietanę (125 ml), dodajemy żółtka, skórkę cytrynową, miód i cukier. Mieszamy aby składniki dobrze się połączyły. Płyn podgrzewamy do temperatury 82 stopni C. Ja podgrzewam krem bez termometru, gdy krem jest bardzo gorący zestawiam na chwilę rondelek z ognia, mieszam intensywnie i po chwili znowu stawiam go na ogniu. Nie można zagotować kremu! Krem ogrzewamy około 15 minut, ciągle mieszając. Gdy krem zgęstnieje odstawiamy go do zupełnego ostygnięcia. Najlepiej przygotować krem dzień wcześniej i wstawić na noc do lodówki. Aby w czasie studzenia kremu nie utworzyła się skorupka, całą powierzchnię kremu przykrywamy folią spożywczą (nie oklejamy folią miski tylko kładziemy folię bezpośrednio na krem).
Szczaw myjemy, odrywamy ogonki zostawiając same liście. Połowę zimnego kremu żółtkowego przekładamy do wysokiego naczynia, dodajemy szczaw, sok z cytryny i blenderem rozdrabniamy na jednolitą masę. Śmietanę (3/4 szklanki) ubijamy na sztywno. Łączymy razem śmietanę, krem ze szczawiem i pozostały krem żółtkowy. Próbujemy :) Jeżeli masa jest zbyt słodka możemy dodać soku z cytryny, jeżeli jest zbyt kwaśna można dodać więcej miodu.
Masę przekładamy do maszynki i kręcimy aż masa się zmrozi.
Trochę obawiałam się tego połączenia ale niepotrzebnie :) Okazało się, że maliny i rozmaryn to pyszny duet. Wydawało mi się, że bardzo aromatyczny rozmaryn będzie zakłócał delikatny smak malin. Tymczasem lekka nuta rozmarynu jedynie podkreśla i uwydatnia intensywność malinowego aromatu. Nie ma co się rozpisywać, te lody są pyszne :). Przygotowuje się je podobnie jak lody limonkowo – miętowe
125 ml śmietany kremówki
70 g cukru
2 żółtka
350 g malin (ja dałam mrożone)
3 małe gałązki świeżego rozmarynu
1 szklanka śmietany kremówki 36%
Do rondelka wlewamy śmietanę (125 ml), dodajemy żółtka i cukier. Mieszamy aby składniki dobrze się połączyły, dodajemy gałązki rozmarynu. Płyn podgrzewamy do temperatury 82 stopni C. Ja podgrzewam krem bez termometru, gdy krem jest bardzo gorący zestawiam na chwilę rondelek z ognia, mieszam intensywnie i po chwili znowu stawiam go na ogniu. Nie można zagotować kremu! Krem ogrzewamy około 15 minut, ciągle mieszając. Gdy krem zgęstnieje odstawiamy go do zupełnego ostygnięcia. Najlepiej przygotować krem dzień wcześniej i wstawić na noc do lodówki. Aby w czasie studzenia kremu nie utworzyła się skorupka, całą powierzchnię kremu przykrywamy folią spożywczą (nie oklejamy folią miski tylko kładziemy folię bezpośrednio na krem).
Gdy krem jest zupełnie zimny wyjmujemy z niego gałązki rozmarynu.
Maliny przecieramy przez sitko. Jeżeli lubicie drobne pestki z malin wtedy wystarczy owoce zgnieść widelcem na papkę.
Śmietanę ubijamy na sztywno. Do kremu żółtkowego dodajemy maliny i ubitą śmietanę.
Masę przekładamy do maszynki do lodów i kręcimy aż masa się zmrozi.
Lody można też przygotować bez maszynki. Masę przekładamy do pojemnika i umieszczamy w zamrażarce. W czasie zamrażania lodów dobrze jest kilka razy pomieszać masę wtedy lody nie zmrożą się „na kość”.
W różnych źródłach szukałam oryginalnego przepisu na tort Pischingera, ale ile przepisów tyle 'oryginałów’ :). Najbliższa oryginałowi podobno jest masa czekoladowo – orzechowa lub czekoladowo – migdałowa. Niestety przepis na oryginał od 1881 roku, kiedy to cukiernik Oskar Pischinger po raz pierwszy zrobił swój tort, owiany jest tajemnicą. Dlatego dzisiaj podaję mój przepis na masę do przekładania wafli, niewiele ma wspólnego z recepturą Oskara, ale zaręczam Wam, że wafelki są pyszne :).
1/2 szklanki mleka
1 szklanka cukru
170 g masła
3 łyżki kakao
2 szklanki mleka w proszku
1 łyżka esencji waniliowej (ja dałam pastę waniliową)
kto lubi może do masy dodać 1/2 szklanki grubo siekanych orzechów (ja nie dodaję bo domownicy nie lubią)
1 paczka wafli tortowych
Masło, mleko, cukier, kakao i wanilię doprowadzamy do wrzenia w rondelku. Wygodnie miesza się masę gdy rondelek jest dosyć szeroki. Gdy masa się zagotuje dosypujemy orzechy. Zdejmujemy rondelek z ognia i jednym, szybkim ruchem wsypujemy mleko w proszku. Szybko i intensywnie mieszamy aż masa się połączy i będzie gładka i jednolita. Gorącą masę rozsmarowujemy na waflach składając je jak tort.
Poskładane wafle przykrywamy deską do krojenia i obciążamy do wystygnięcia. Obciążenie sprawi, że poszczególne warstwy dobrze się skleją, a wafle nie odkształcą się podczas zastygania masy.
Wafle kroimy w dowolnej wielkości kawałki.
Ilość masy z tych proporcji wystarcza mi na przełożenie masą sześciu prostokątnych wafli o wymiarach 23 cm x 30 cm.
Share the post "Masa do przekładania wafli – torciki (prawie) Pischingera :)"
Pyszne! Orzeźwiające, lekko kwaskowe, z delikatną nutą mięty. I chociaż ich przygotowanie trochę trwa to zapewniam Was, że warto :). Lody przygotowałam na bazie kremu bawarskiego z dodatkiem świeżej mięty. Do przygotowania kremu wykorzystałam przepis podany, na warsztatach smaku, przez Panią Bożenkę Sikoń.
125 ml mleka
65 g cukru
2 żółtka
1/2 laski wanilii (ja dałam łyżkę pasty waniliowej)
kilka gałązek świeżej mięty
1 limonka
1 szklanka śmietany kremówki 36%
Do rondelka wlewamy mleko, dodajemy żółtka i cukier. Mieszamy aby składniki dobrze się połączymy, dodajemy gałązki mięty i otartą skórkę z limonki. Wanilię kroimy na pół, nożem zeskrobujemy ziarenka i dodajemy do mleka (ziarenka i strąk). Płyn podgrzewamy do temperatury 82 stopni C. Ja podgrzewam krem bez termometru, gdy krem jest bardzo gorący zestawiam na chwilę rondelek z ognia, mieszam intensywnie i po chwili znowu stawiam go na ogniu. Nie można zagotować kremu! Krem ogrzewamy około 15 minut, ciągle mieszając. Gdy krem zgęstnieje wyjmujemy strąk wanilii, miętę zostawiamy i odstawiamy do zupełnego ostygnięcia. Najlepiej przygotować krem dzień wcześniej i wstawić na noc do lodówki. Aby w czasie studzenia kremu nie utworzyła się skorupka, całą powierzchnię kremu przykrywamy folią spożywczą (nie oklejamy folią miski tylko kładziemy folię bezpośrednio na krem).
Gdy krem jest zupełnie zimny wyjmujemy z niego gałązki mięty. Miętę przecieramy przez sitko (albo rozdrabniamy blenderem w niewielkiej ilości kremu – około 3-4 łyżek, tylko tyle aby zanurzyć końcówkę blendera). Śmietanę ubijamy na sztywno. Do kremu dodajemy sok wyciśnięty z limonki, krem z rozdrobnioną miętą i ubitą śmietanę.
Masę przekładamy do maszynki do lodów i kręcimy aż masa się zmrozi.
Lody można też przygotować bez maszynki. Masę przekładamy do pojemnika i umieszczamy w zamrażarce. W czasie zamrażania lodów dobrze jest kilka razy pomieszać masę wtedy lody nie zmrożą się „na kość”.