Do smarowania chleba, do podjadania łyżką, do przekładania ciasteczek – masło orzechowo – korzenne. Zwykłe, kruche ciasteczka posmarowane masłem orzechowo – korzennym nabierają świątecznego charakteru :). A połączenie z ciasteczkami cynamonowymi, na które przepis niebawem się pojawi, stanowi duet idealny :).
2 szklanki orzechów (najlepiej laskowych, ale można użyć ziemnych)
250 g ciasteczek korzennych
2 łyżki przyprawy korzennej
2-3 łyżki miodu (płynnego)
Orzechy (laskowe) prażymy na patelni. Patelnią trzeba stale potrząsać żeby orzechy się nie przypaliły. Gdy orzechy zaczną się rumienić wysypujemy je na lnianą ściereczkę, zawijamy szczelnie i pocieramy dłońmi aby usunąć z orzechów skórkę.
Orzechy wsypujemy do misy malaksera i miksujemy. Orzechy w czasie miksowania będą przybierały różną konsystencję. Najpierw z orzechów powstaną duże okruchy, następnie drobne okruchy – takie jak mokry, gruboziarnisty piasek. Na tym etapie dodajemy połamane ciasteczka korzenne. Po kilkunastu minutach miksowania orzechy z ciasteczkami zaczną przybierać konsystencję pasty. Pod koniec miksowania dodajemy miód i przyprawę korzenną. Jeżeli wolicie żeby masło miało bardziej słodki smak to możecie dodać 2-4 łyżki cukru pudru. Nie dodawajcie więcej miodu niż w przepisie, bo masło będzie rzadkie.
Gotowa masa makowa jest dla mnie niezjadliwa, głównie ze względu na zawartość rodzynek. Rodzynki to dla mnie najgorsza rzecz na jaką mogę natknąć się w cieście. Dlatego nie ma nic lepszego jak samodzielnie przygotowana masa makowa. A ponieważ można dostać w sklepach suchy, mielony mak to samodzielne przygotowanie masy makowej jest proste i przyjemne :).
1/2 szklanki mleka
1/4 szklanki miodu
200g mielonego maku
1 łyżeczka masła
bakalie: orzechy, płatki migdałowe, suszone morele, rodzynki, skórka pomarańczowa.
W rondelku podgrzewamy mleko i doprowadzamy do wrzenia. Do gotującego mleka wsypujemy mak, gotujemy przez chwilę i dodajemy bakalie. Odstawiamy na kilka minut. Podgrzewamy ponownie i odcedzamy na gęstym sicie. Do gorącego maku dodajemy masło i miód.
Ta ilość masy makowej wystarczy do nadziania jednej strucli.
Jeżeli przygotujecie masę używając wody zamiast mleka, to można ją przechowywać w lodówce przez kilka dni.
Kiedyś nie cierpiałam skórki pomarańczowej. Gdy widziałam wielkie kawały skórki na kupnych pączkach to miałam mało przyjemne odczucia. Zdanie zmieniłam dopiero wtedy gdy spróbowałam delikatnej, pachnącej i pokrojonej w drobniutkie paseczki domowej skórki pomarańczowej. Taka domowa skórka pomarańczowa jest jak słońce zamknięte w słoiczku :). Zachęcam Was do zrobienia tego smakołyku zwłaszcza, że przyda się do świątecznych wypieków.
proporcje na 1 słoik o pojemności 200 ml
skórka z 3 dużych pomarańczy (nie pryskanych!)
1 szklanka wody
1 szklanka cukru
sok z 1 cytryny
Pomarańcze dokładnie myjemy i obieramy. Skórkę z pomarańczy zalewamy zimną wodą i na dużym ogniu doprowadzamy do wrzenia. Odlewamy wodę i ponownie zalewamy skórkę zimną wodą. Szybko doprowadzamy do wrzenia i powtarzamy czynności jeszcze raz. Odcedzamy skórkę i zostawiamy do ostygnięcia. Skórki nie należy gotować bo będzie bardzo miękka i rozpadnie się. Trzeba tylko doprowadzić do wrzenia i zaraz zalewać zimną wodą.
Gdy skórka ostygnie, używając bardzo ostrego noża, odkrawamy białą część skórki (albedo). Skórkę kroimy na drobne kawałki. Ja pocięłam skórkę na cieniutkie paseczki.
W rondelku gotujemy syrop cukrowy z 1 szklanki wody i 1 szklanki cukru. Gdy syrop się zagotuje, a cukier rozpuści się całkowicie wsypujemy skórkę i smażymy na wolnym ogniu. Syrop powinien się zredukować na tyle, żeby otaczał kawałki skórki. Skórka nie powinna 'pływać’ w sosie cukrowym. Pod koniec smażenia dodajemy sok z cytryny, mieszamy dokładnie i od razu zestawiamy z ognia.
Skórkę przekładamy do słoika. Skórkę można przechowywać przez kilka tygodni w lodówce, ale jeżeli chcecie przechować skórkę dłużej to trzeba pasteryzować. Wtedy możecie przechowywać skórkę poza lodówką.
Ponieważ sezon piernikowy już za progiem to najwyższy czas przygotować przyprawę korzenną. Przyprawa idealnie nadaje się do wypieków świątecznych: pierników i pierniczków, ale ja używam jej także do innych ciast. Dodanie niewielkiej ilości przyprawy do jabłecznika lub do murzynka doskonale wpływa na smak i aromat ciasta. Niestety nie posiadam elektrycznego młynka do kawy, a mój malakser nie daje rady laskom cynamonu dlatego przyprawę do piernika mielę ręcznie w starym młynku. Wymaga to trochę pracy i siły, ale takie ręczne mielenie ma swój urok :).
drobno otarta skórka z 3 pomarańczy
2 laski wanilii
30 g mielonego imbiru
2 gałki muszkatołowe
45 g cynamonu (ja dałam całe laski, ale można użyć mielonego)
1 1/2 łyżki goździków
1/2 łyżka pieprzu białego
1 łyżka pieprzu czerwonego
2 łyżki ziela angielskiego
Rozgrzewamy niewielką patelnię, Na patelnię wykładamy skórkę pomarańczową i ogrzewamy aż skórka się wysuszy. Bardzo pilnujemy żeby się nie przypaliła. Laski wanilii kroimy w drobne kawałki. Gałkę muszkatołową ścieramy na drobnej tarce. Wszystkie składniki łączymy, mieszamy i mielimy. Ponieważ ja używam do mielenia przypraw starego młynka z korbką to przed mieleniem tłukę przyprawy w moździerzu.
Zmieloną przyprawę przekładamy do słoika i szczelnie zamykamy.
Często pytacie w mailach i komentarzach jak robię lukier. Kilka razy obiecywałam, że zrobię wpis o robieniu lukru i w końcu się zmobilizowałam :). Oto instrukcja jak zrobić lukier.
Do zrobienia lukru potrzebujemy przesiany cukier puder i białko. Nie da się dokładnie określić proporcji bo ilość cukru, którą trzeba dodać do białka zależy od rodzaju cukru, od tego jak drobno jest zmielony i od wielkości jajek. Najczęściej na jedno białko z dużego jajka (L, XL ) potrzeba około 1 – 1,5 szklanki cukru.
Białko i cukier umieszczamy w misce miksera i mieszadłem (nie rózgą!) UCIERAMY – na wolnych obrotach – do chwili aż lukier będzie śnieżnobiały a cukier się rozpuści. Aby to sprawdzić rozcieramy odrobinę lukru palcami, jeżeli cukier będzie bardzo wyczuwalny ucieramy jeszcze kilka minut.
Do nakładania lukru przydadzą się drewniane patyczki i pergamin złożony w rożek. Poza tymi „przyrządami” nie używam nic innego. Żadnych cudownych wynalazków: szpryc, metalowych końcówek i rękawów cukierniczych.
Lepiej żeby lukier był bardziej gęsty niż rzadki. Zbyt gęsty lukier rozrzedzamy dodając stopniowo po (dosłownie!) 3 – 4 krople wody. Po dodaniu każdej porcji lukier trzeba dokładnie wymieszać. Gdy dodacie za dużo wody to lukier trzeba utrzeć ponownie dodając cukru pudru.
Do barwienia lukru używam barwników w żelu lub bardziej skoncentrowanych – w paście. Takiego barwnika używa się naprawdę niewiele. Wystarczy odrobina na końcu patyczka, która zabarwi lukier na intensywny kolor. Barwniki w paście i w żelu mają jeszcze tą zaletę, że po ich dodaniu lukier nie zmienia konsystencji i nie staje się rzadki tak jak po dodaniu barwników w płynie.
Gotowy lukier nakładamy do pergaminowego rożka, odcinamy końcówkę i lukrujemy. Pamiętajcie, że im rożek mniejszy tym bardziej poręczny i bardziej precyzyjne wzory można nim wylukrować :).
Trudno zrobić zdjęcie naciskając spust migawki jedną ręką a drugą lukrować piernika ale może uda mi się namówić Artura na pomoc w zrobieniu kursu lukrowania :).