W ramach akcji Kuchnia Wielkanocna organizowanej przez OlgęSmile upiekłam koszyczek świąteczny. Ciasto przygotowałam z przepisu na chałkę. Dobrze wyrobione i wyrośnięte ciasto jest elastyczne, nie klei się do rąk i doskonale nadaje się do wyplatania koszyków :).
2,5 dag świeżych drożdży
1/2 szklanki letniej wody
1/2 szklanki mleka
1 jajko
1/4 szklanki cukru
1/2 łyżeczki soli
1/4 szklanki oliwy
4 szklanki mąki pszennej
(jeżeli ciasto będzie lepić się do rąk można dosypać więcej mąki ale nie więcej niż 1/2 szklanki)
1 jajko do posmarowania ciasta
Łączymy mleko z wodą. Do osobnej szklanki odlewamy 2 łyżki stołowe mieszanki wody z mlekiem, dodajemy drożdże i odstawiamy na kilka minut. Do miski wbijamy jajko, dolewamy wodę z mlekiem i oliwę, wsypujemy sól i cukier. Wszystko dokładnie mieszamy. Stopniowo wsypujemy mąkę (po pół szklanki). Po dodaniu całej mąki ciasto wyrabiamy aż będzie miękkie i elastyczne. Zostawiamy do wyrośnięcia aż podwoi swoją objętość. Wyrośnięte ciasto wyrabiamy przez chwilę i formujemy z niego wałeczki.
Do przygotowania koszyczka potrzebna będzie miska, najlepiej szklana i żaroodporna. Zewnętrzną stronę miski smarujemy oliwą lub owijamy folią aluminiową (jeżeli użyjemy folii aluminiowej koszyczek łatwo odejdzie od miski). Miskę odwracamy „do góry nogami” i formujemy koszyczek. Zaplatamy dokładnie tak jak plecione są koszyki z wikliny.
Po uformowaniu „koszyka” smarujemy ciasto żółtkiem i pieczemy aż będzie miało ładny, złoty kolor. Zostawiamy do ostygnięcia na misce.
Następnie formujemy brzeg koszyka. Na pergaminie obrysowujemy miskę. Toczymy z ciasta trzy długie wałki i zaplatamy warkocz. Warkocz układamy na obrysowanym kole. Ciasto smarujemy żółtkiem i pieczemy do uzyskania ładnego złotego koloru.
Teraz formujemy z ciasta kolejne trzy wałeczki i zaplatamy jeszcze jeden warkocz. To będzie ucho koszyka. Ten warkocz układamy na misce (dokładnie przez środek), smarujemy żółtkiem i pieczemy jak pozostałe części.
Po upieczeniu wszystkich części składamy wszystko razem (dla lepszej stabilności do połączenia poszczególnych części użyłam kawałków wykałaczek) i koszyczek gotowy. Wydaje się skomplikowane ale nie taki diabeł straszny…
Tym bułeczkom przyznaję zdecydowanie palmę pierwszeństwa. Są rewelacyjne. Miękkie, puszyste, strukturą ciasta przypominają panettone. Przepis znalazłam na blogu Ayn . Pyszne jeszcze ciepłe, równie dobre odgrzane w piekarniku.
1 opakowanie suchych drożdży (2 1/4 łyżeczki)
1/4 filiżanki gorącej wody
1 filiżanka mleka lub wody
1/4 filiżanki (4 łyżki) masła
2 łyżki cukru
1 1/2 łyżeczki soli
1 jajko
3 1/2-4 szklanki (500-550gr) mąki
Rozpuścić drożdże w ciepłej wodzie.
W rondelku wymieszać masło, pocięte na plastry, mleko, cukier i sól. Podgrzewać na małym ogniu, tak żeby masło się rozpuściło ale temperatura nie przekroczyła (40-45 ° C).
Ciasto można wyrobić ręcznie, mikserem albo w maszynie do chleba.
W dużej misce wymieszać mleko, jaja i drożdże (można mikserem). Stopniowo dodawać mąkę, początkowo mieszać mikserem albo drewnianą łyżką. Gdy ciasto będzie zwarte dalej wyrabiać ręką. Początkowo ciasto będzie lepkie, ale wyrabiamy podsypując w razie potrzeby mąką przez 8-10 minut. Wyrobione ciasto powinno być elastyczne i miękkie.
Najprostszym sposobem wyrobienia ciasta jest użycie maszyny do chleba. Do maszyny wlewamy mieszaninę masła, mleka, cukru i soli. Dodajemy resztę składników. Drożdże nie potrzebują początkowego wyrastania. Można je dodać od razu do mąki. Wyrabiamy ciasto na programie „wyrabianie + wyrastanie”
Wyrobione ciasto umieszczamy w dużej misce wysmarowanej masłem masła i przykrywamy folią spożywczą. Umieszczamy miskę w ciepłe miejsce i pozostawić na 1- 1 1/2 godziny. (Im dłużej ciasto wyrasta tym lepsze będą bułeczki. Dlatego, jeśli masz czas, nie trzeba umieszczać ciasta w ciepłym miejscu, tylko włożyć do lodówki na 3 godziny lub nawet na noc).
Gdy ciasto dwukrotnie zwiększy objętość, wykładamy je na blat posypany mąka, przykrywamy lnianą ściereczka i zostawiamy je na 10 minut. Dzielimy ciasto na 18 (lub 24) kawałki. Z każdego kawałka toczymy wałeczek i formujemy bułeczki.
Odstawiamy bułeczki do wyrośnięcia 45-60 minut. Pieczemy w 190 stopniach przez 15-20 minut.
Uformowane bułeczki można umieścić w lodówce na noc (przykryte folią spożywczą) i piec rano – przed pieczeniem wyjąć bułeczki i trzymać w cieple aż osiągną temperaturę pokojową, w tym samym czasie ogrzewać piekarnik.
Uformowane bułeczki mogą być mrożone – w dzień pieczenia bułeczek wykładamy je na blachę do pieczenia, przykrywamy folią lub wilgotną lnianą ściereczką i pozwalamy im wyrosnąć (~1 1/2 godziny).
Tradycja wypieku rogali marcińskich wywodzi się z czasów pogańskich. Wtedy to własnie podczas jesiennego święta składano bogom ofiary z wołów lub w zastępstwie – z ciasta zwijanego w wole rogi. Z obawy przed kultywowaniem pogańskich zwyczajów Kościół przejął ten zwyczaj, łącząc go z postacią św. Marcina. Św. Marcin był niezwykłym człowiekiem, większość swego życia spędzał poza, wśród swoich wiernych, wizytując ich i wspierając. Żył nader skromnie, prowadził życie mnicha, odprawiał pokuty i posty. Zawsze szedł z pomocą bliźniemu. Postać św. Marcina przedstawia się jako rycerza na białym koniu, rozdzierającego swój płaszcz i podającego go żebrakowi. Według legendy pewien cukiernik znalazł podkowę, którą zgubił koń św.Marcina. Na kształt podkowy uformował ciasto, ozdobił je migdałami i upiekł. Doceniając dobroć św.Marcina rozdał smaczne rogale biednym. Tradycja wypiekania rogali marcińskich przetrwała do dnia dzisiejszego. Zrobione z ciasta półfrancuskiego i przełożone masą makową królują w Poznaniu, gdzie tradycja wypieku rogali narodziła się 11 listopada 1891, kiedy to proboszcz parafii św. Marcina, Jan Lewicki, zaapelował do wiernych aby wzorem patrona zrobili coś dla biednych. Obecny na mszy cukiernik Józef Melzer, który pracował w pobliskiej cukierni, namówił swojego szefa aby upiec rogale. Bogatsi poznaniacy kupowali smakołyk a biedni otrzymywali go za darmo. Zwyczaj wypieku w 1901 roku przejęło Stowarzyszenie Cukierników. Po I wojnie światowej do tradycji obdarowywania ubogich powrócił Franciszek Rączyński, a tuż po II wojnie światowej tradycję pieczenia rogali marcińskich wskrzesił Zygmunt Wasiński. Aby cukiernia mogła używać nazwy „rogale świętomarcińskie” lub „rogale marcińskie” musi uzyskać certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego, która powstała z inicjatywy Cechu Cukierników i Piekarzy w Poznaniu, Izby Rzemieślniczej i Urzędu Miasta Poznania. Od listopada 2003 rogale muszą spełniać następujące warunki: muszą być zrobione z ciasta półfrancuskiego, a nadzienie powinno zawierać: biały mak, wanilię, mielone daktyle lub figi, cukier, śmietanę, rodzynki, masło i skórkę pomarańczową.
3/4 szklanki ciepłego mleka
4 dkg świeżych drożdży
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (lub kilka kropli esencji waniliowej)
1 jajko
3 szklanki mąki
2 łyżki cukru pudru
szczypta soli
200 g masła
jajko do smarowania ciasta
Nadzienie *:
150 g orzechów nerkowców
150 g płatków migdałowych
100 g masy marcepanowej
3 łyżki brązowego cukru
Mleko, drożdże, cukier puder dobrze rozmieszać w miseczce i odstawić na kilka minut aż drożdże zaczną pracować. Dodać jajko i wanilię i dobrze rozmieszać. Do dużej miski wsypać mąkę i sól, dodać około 2-3 łyżek miękkiego masła i wymieszać, dodać rozczyn drożdżowy. Wyrobić ciasto – należy zrobić to dosyć szybko żeby ciasto nie zdążyło ogrzać się od dłoni. Uformować z ciasta prostokąt, zawinąć w folię i włożyć do lodówki na co najmniej godzinę. Po tym czasie wyjąć ciasto, rozwałkować – podsypując w razie potrzeby mąką) na prostokąt. Pozostałe masło rozsmarować na cieście , zostawiając około 1 cm przy brzegach bez masła, i złożyć ciasto wzdłuż dłuższego brzegu – 1/3 ciasta składamy do środka i przykrywamy pozostałą częścią tak, aby przykryć pierwszą złożoną część. Rozwałkować ponownie na prostokąt i złożyć jak poprzednio. Schłodzić ciasto przez około 30 minut w lodówce. Proces wałkowania i składania należy powtórzyć 3 razy.
Składniki nadzienia zmiksować lub przepuścić przez maszynkę do mięsa.
Schłodzone ciasto rozwałkować na duży prostokąt, przeciąć wzdłuż dłuższego boku na pół i pociąć na trójkąty. Każdy trójkąt posmarować nadzieniem i zwinąć rogaliki. Rogaliki ułożyć na blaszce i wstawić do lodówki na noc. Rano wyjąć rogale (w lodówce znacznie urosną) i odstawić w ciepłe miejsce żeby ciasto się ogrzało i rogaliki jeszcze podrosły.
Wyrośnięte rogale smarujemy rozbełtanym jajkiem i pieczemy w temperaturze 180 stopni przez około 20 minut
Ciepłe rogaliki lukrujemy. Wierzch rogali można posypać prażonymi orzechami lub płatkami migdałowymi.
* ja ze względu na alergię domowników na większość bakalii oraz mak musiałam dostosować skład nadzienia do rodzinnych potrzeb dlatego nieco odbiega od oryginału.
W końcu i ja musiałam zrobić te fikuśne bułeczki. Naoglądałam się ich na stronie Doroty i Agusi i bardzo mi się spodobały. Nie chciało mi się wyciągać maszyny do chleba więc ciasto zrobiłam ręcznie. Część bułeczek nadziałam cynamonem i cukrem, część – prażonymi jabłkami.
325 ml letniego mleka
50 g stopionego masła
1 1/2 łyżeczki majonezu
50 dag mąki pszennej
50 g cukru
1/2 łyżeczki soli
2 1/4 łyżeczki suszonych drożdży
Na nadzienie:
cynamon wymieszany z cukrem, jabłka prażone, ser lub inne dowolne nadzienie
Wszystkie składniki wsypujemy do miski i wyrabiamy ciasto aż będzie gładkie i elastyczne. Formujemy w kulę, przykrywamy i odstawiamy do wyrośnięcia. Gdy ciasto podwoi swoją objętość dzielimy je na 16 kawałków. Każdy kawałek wałkujemy na okrągły placuszek. Placek smarujemy masłem, nakładamy nadzienie i zwijamy w rulon. Rulon nacinamy w środku zostawiając nieprzecięte około 2 cm od każdego brzegu. Oba nieprzecięte końce przewijamy od spodu przez nacięcie. Uformowane bułeczki układamy na blasze i odstawiamy ponownie do wyrośnięcia. Pieczemy 15 – 20 minut w temperaturze 190 – 200 stopni C.
Grissini to chrupiące paluszki z ciasta chlebowego. Wywodzą się z kuchni turyńskiej, ale dziś znane są w całych Włoszech. Bywają różnej grubości od cienkich jak ołówek po grube i niezbyt równe. We włoskich piekarniach przygotowuje się grissini z resztek ciasta chlebowego i sprzedaje się je na wagę, a we włoskich restauracjach zawsze czekają na gości chlebowe paluszki grissini.
Moje grissini były niezbyt cienkie. Miękkie w środku, z chrupiącą skórką. Doskonałe w towarzystwie wina i serów :)
450 g mąki pszennej
25 g drożdży
1 jajko
3 łyżki oliwy
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki cukru
ok. 1 szklanki letniej wody
dowolne zioła i przyprawy (czosnek, bazylia, lubczyk, zioła prowansalskie)
2 łyżki mleka
1 żółtko
Drożdże rozpuszczamy w 1/2 szklanki wody, dodajemy cukier i 2 łyżki mąki. Gdy rozczyn drożdżowy zacznie rosnąć wlewamy go do dużej miski. Do rozczynu dodajemy mąkę, jajko, oliwę, zioła i sól. Wyrabiamy ciasto. Podczas wyrabiania stopniowo wlewamy wodę. Ciasto ma być sprężyste i elastyczne. Gdyby ciasto było bardzo twarde można dodać więcej wody. Ciasto formujemy w kulę, wkładamy do miski, przykrywamy ściereczką i zostawiamy do wyrośnięcia. Gdy ciasto podwoi swoją objętość porcjujemy je na równe kawałki. Ilość kawałków zależy od tego, jak długie i grube będą nasze grissini. Z ciasta formujemy niezbyt grube wałeczki. Układamy na blaszce wysypanej mąką. Ponownie odstawiamy do wyrośnięcia na około 20 minut. Po tym czasie smarujemy ciasto mlekiem rozmieszanym z żółtkiem. Pieczemy około 20 minut w temperaturze 175 stopni.